Archiwum Polityki

Miasto poetów

Jest Stalowa,Żelazowa,jest warszawska,ma swój powab,lecz od Ustrzykaż do Puńskaznana jest najbardziejZduńska

Katarzyna Godlewska nie wyobraża sobie życia poza Zduńską Wolą. Zduńska jest na tyle duża, żeby czuło się w niej miejskość, ale przecież to nie moloch jak Łódź, gdzie jest się elementem szarego tłumu: kimś, kto idzie ulicą.

Do Łodzi Katarzyna pojechała na polonistykę. Jakże mogła się nie dostać na studia ona, autorka tomiku zdumiewająco dojrzałych wierszy – zważywszy, że w chwili jego wydania miała 15 lat.

To ja, cyprys
smutne drzewo Rzymian
każda moja igła
samobójcza łza

Nie wie, skąd tak wcześnie wiedziała tyle o życiu. Z serca, z gwiazd, od swych kocich przyjaciół, którzy byli daleko wcześniej przed ludźmi, bo do tych drugich drogę znalazła dopiero w liceum.

A właściwie wie skąd: zrozumiała swe wiersze poprzez chłopaka, którego kocha. Chłopak studiuje geologię. Jego matka ma firmę geodezyjną w Zduńskiej, więc on wejdzie w rodzinny biznes albo założy własny.

A ona, Kasia, ma wielkie marzenie (pani się będzie śmiała): otworzyć własną kawiarnię. Z polonistyki nic nie wyszło. Niech jej pan Płaczek, polonista, wybaczy. To był w Zduńskiej szok: Kaśka Godlewska rzuciła studia! Lecz cóż na to poradzi, że okazały się one nie do wytrzymania – nudne jak flaki z olejem. Zapisze się na anglistykę w pobliskim college’u. Potem – kawiarnia!

Będzie miała kawiarnia osobny nastrój, swój, a także ogólnozduńskowolski, szalenie specyficzny, który wziął się zapewne z przemieszania kultur, narodowości, religii, odkąd to na początku wieku przybyli tu tkacze z Saksonii, Czech, z Poznańskiego, ze Śląska. Z nimi ojciec Maksymiliana Kolbego, który się w Zduńskiej urodził. Robotnicze małe miasto. Ale nie robociarskie. Zawsze nadawała tu ton inteligencja – polska, żydowska i napływowa.

Polityka 18.2000 (2243) z dnia 29.04.2000; Na własne oczy; s. 108
Reklama