Archiwum Polityki

Niebiański spokój

To już nie te czasy, gdy rozmowa z Chińczykiem wyglądała tak jak w parodii pióra Eryka Lipińskiego z programu kabaretu Stańczyk:
– Jak macie na imię?
– Liu.
– Czy teraz jest wam dobrze?
– Tak, teraz jest mi dobrze.
– Czy przedtem było wam źle?
– Tak, przedtem było mi źle.
– To dobrze, że teraz jest wam dobrze.
– Tak, to dobrze, że teraz jest mi dobrze.

Stoję na placu Niebiańskiego Spokoju. Za sobą mam Zakazane Miasto. Wokół siebie tłum. Nie brak w nim zakazanych twarzy. To miejscowe uopki. Łypiące koso, czy ktoś zanadto nie interesuje się tym, co działo się na placu w przeszłości. Skazanej w trybie doraźnym na zapomnienie. Zgodnie z sentencją chińskiego władcy: jeśli nie patrzy się dalej niż daleko, ma się kłopoty blisko.

Stoję na placu Tiananmen. Czuję: napięcie rośnie. W oczach miejscowych znaki zapytania: – Mar-Ian, czy już się zdecydował? Krzak-Lew-Ski, czy już zapowiedział, że chce zostać cesarzem, to jest, przepraszam – prezydentem? Była kiedyś modna gra w Chińczyka, opatrzona przestrogą: Człowieku, nie irytuj się! Jak tu się nie irytować, gdy nadal nie wiadomo: wódz czy przewóz? Przypominam sobie stylizowany na chińszczyznę wierszyk Remigiusza Kwiatkowskiego:

Trzy razy pomyśl, potem zrób
A wyda czyn owoce.
Najpierw się dobrze w sobie skup,
Zbierz siły swe i moce –
Trzy razy pomyśl, potem zrób
A wyda czyn owoce.

Trzy razy pomyśl... Czy to nie zanadto absorbujące dla szefa AWS? Owoce czynu (partyjnego) też ładniej dojrzewają w wierszyku niż w rzeczywistości. Trudno jednak będąc w Chinach nie odwoływać się do poezji. Sinolog Mario Prodan informuje, że spadek po jednej tylko dynastii Tang obejmował 50 000 utworów wierszowanych.

Polityka 18.2000 (2243) z dnia 29.04.2000; Groński; s. 101
Reklama