Skąd wzięła się zaskakująca propozycja Romana Giertycha, aby odnowić koalicję z Samoobroną? Giertych zdecydowanie woli mieć jako współkoalicjanta Samoobronę, gdyż PSL jest generalnie partnerem trudniejszym, lepiej przygotowanym do współrządzenia państwem. Również dlatego, że przy znacznym osłabieniu pozycji Andrzeja Leppera Giertych może zyskać na znaczeniu jako partner PiS, może mieć także większą swobodę w blokowaniu list w wyborach samorządowych. Obie partie mają dziś niskie poparcie, ale blok Samoobrona-LPR, kontestujący, choć z umiarem, poczynania premiera, może myśleć o wyniku w granicach 10 proc. Bez Samoobrony LPR nie ma wyboru. Musi zacząć blokować listy z PiS i może w wyborach samorządowych przepaść.
Giertych rzucił więc Lepperowi linę ratunkową w swoim interesie, ale była ona byłemu wicepremierowi niezwykle potrzebna. Na zerwaniu koalicji i przedłużającym się chaosie traciły obie partie: PiS i Samoobrona. Jednak PiS, mając ciągle ponad 20 proc. poparcia i zdolność mobilizacji swego elektoratu, ma z czego spadać. Ubytek 2–4 proc. głosów nie jest dramatem, zwłaszcza gdy oddala się widmo wyborów. Samoobrona takiego względnego komfortu nie ma. Gwardię Leppera wyraźnie przeraziły nowe sondaże pokazujące, że po raz pierwszy od lat ta partia może się znaleźć poniżej progu wyborczego. Wyborca Samoobrony nie rozumie więc, co się stało, że ta koalicja przestała istnieć. Może zatem zwrócić się w stronę podmiotu silniejszego, czyli PiS, lub tego, który mógłby do rządu wejść, czyli PSL. Strategicznym celem PSL w tej rozgrywce jest wyeliminowanie Samoobrony i odzyskanie wpływów na wsi. W perspektywie miesięcy PSL może wygrywać, dlatego Waldemar Pawlak z uporem powtarzał: wybory na wiosnę, a dodatkowo ubezpiecza się koalicjami samorządowymi z Platformą Obywatelską.