Po kawie nasz bohater wdziewa ubranie, które albo w całości, albo w poważnej części jest z plastyku, i nakłada okulary z plastykowymi szkłami i plastykową oprawką. Spiesząc się do pracy wsiada do samochodu, który w coraz większym stopniu jest zbudowany z plastyku. Wchodząc do biura z niechęcią patrzy na plastykowe wykładziny udające marmur lub granit i nisko kłania się szefowi, który w uśmiechu odsłania plastykową szczękę z poliwęglanów. Po pracy zachodzi do McDonalda, aby się posilić. Posiłek dostaje na plastykowej tacce, a colę w plastykowym kubku.
Do tego plastykowego świata tegoroczni laureaci Nagrody Nobla w dziedzinie chemii chcą dodać jeszcze plastykową instalację elektryczną, plastykowe ekrany, odtwarzacze CD z plastykowym laserem, a ich bliscy koledzy pragną w naszych samochodach zamontować plastykowe akumulatory. Marzą również, aby nasze ściany były pokryte plastykową substancją, która po naciśnięciu guzika będzie świeciła odpowiednim kolorem, dobranym do naszego nastroju lub będzie zmieniała kolor według życzenia.
Wszystko zaczęło się w 1975 r., od przypadkowego spotkania Alana G. MacDiarmida, naukowca o rzadko spotykanej intuicji badawczej, z Hideakim Shirakawą podczas podróży tego pierwszego po Japonii. Chemik MacDiarmid, wspólnie z fizykiem Alanem J. Heegerem, zajmował się wówczas tzw. metalami syntetycznymi, czyli dosyć w tym czasie egzotycznymi związkami chemicznymi, które – nie zawierając atomów metali – przewodzą prąd jak metale. MacDiarmid zauważył, że syntetyzowany przez Shirakawę dosyć prosty polimer – poliacetylen, jest łudząco podobny do badanych przez niego związków. Optycznie podobny do metali poliacetylen nie przewodził jednak prądu elektrycznego. Polimer ten nie wzbudził jednak żywszego zainteresowania społeczności naukowej, gdyż był nietrwały i na powietrzu ulegał powolnej degradacji, nie posiadał również jakichś szczególnie cennych własności.