Pomiędzy oczekiwaniami lekarzy i specjalistów żywienia a naszymi upodobaniami kulinarnymi zieje przepaść. Z jednej strony – świadczą o tym dane GUS – w ostatnim dziesięcioleciu zaczęliśmy jeść mniej ziemniaków, masła, tłustego mleka i mięsa wołowego, a więcej – owoców, drobiu i tłuszczów roślinnych. Ale nie zmieniły się złe nawyki: warzywa jemy rozgotowane, ziemniaki obficie solimy. Jak pokazał ostatni sondaż CBOS „Nawyki żywieniowe i upodobania kulinarne Polaków” – zaledwie 14 proc. ankietowanych przestrzega zaleceń dotyczących prawidłowego odżywiania i tylko 45 proc. je codziennie owoce między posiłkami.
– Jestem przybita tymi wynikami – przyznaje dr Małgorzata Kozłowska-Wojciechowska z Instytutu Żywności i Żywienia w Warszawie. Nie ma tygodnia, by nie udzielała wywiadu na temat zdrowego odżywiania, pracuje w Radzie Promocji Zdrowego Żywienia, w Instytucie Diety Śródziemnomorskiej – najwyraźniej bez efektu, bo w cytowanym sondażu za tą właśnie dietą (zalecaną w całej Europie) opowiedziało się zaledwie 1 proc. Polaków, a za tradycyjną polską kuchnią aż 66 proc. Jeszcze dłużej niż dr Wojciechowska polską dietę stara się modyfikować prof. Wiktor Szostak: – Kiedyś walczyłem o państwową politykę wyżywienia narodu, a dziś muszę walczyć o rzetelną informację dla konsumentów. Okazuje się to znacznie trudniejsze.
Na co nas stać
Czy rozczarowanie ekspertów nie jest przesadne? Jeszcze pod koniec lat 70. Polska znajdowała się wśród krajów o najwyższym spożyciu masła na świecie, na stołach królował boczek.
Z rynkowego punktu widzenia najważniejszy był początek minionej dekady. W latach 1989 i 1990 nastąpił przełom – urynkowiono ceny żywności, ale odtąd wszystkie towary można było kupić bez trudu.