Archiwum Polityki

Tylko miłość

[dla najbardziej wytrwałych]

Małżeńska komedia romantyczna, której główne walory, czyli nazwiska wykonawców głównych ról, widoczne są z daleka na afiszach – a są nimi we własnych osobach Michelle Pfeiffer i Bruce Willis. Specjalista od castingu miał naprawdę świetny pomysł, by do ról lekko już znużonych piętnastoletnim pożyciem małżonków zaangażować zwiewną, nieprzemijającą piękność oraz twardziela, który, trzeba przyznać, ostatnio trochę się ucywilizował (świetna rola w „Szóstym zmyśle”). W każdym razie w pierwszych scenach sprawiają wrażenie dobranej pary, z dwójką udanych dzieci i najpewniej sukcesami zawodowymi, sądząc na podstawie standardu domu z przyległościami. Ale to tylko pozory, gdyż, jak się zaraz dowiemy, sympatyczne to stadło przeżywa kryzys strukturalny, zakończony próbną separacją. Małżonkowie mają jednak skrupuły wobec rozgarniętych dzieciaków, grają więc w ich obecności komedię, jak gdyby nic się nie stało. Tu widz ma prawo postawić zasadne pytanie: a co się właściwie stało i o co tyle hałasu? Otóż tej odpowiedzi nie otrzymujemy, na pewno zaś nie jest nią bajeczka o odmiennych charakterach, gdyż innego rodzaju związki w przyrodzie nie występują. Więc niechaj się śliczna Pfeiiffer i męski Willis przestaną zachowywać jak dzieci, myśli sobie widz, czekając na końcowy monolog żony o miłości, wyeksponowany zresztą w polskim tytule. Zanim to nastąpi, obejrzymy antologię znanych numerów z życia małżeńskiego, odgrywanych z talentem. Nic więcej. Chyba że ktoś zechciałby potraktować „Tylko miłość” jako odtrutkę na „American Beauty”. (zp)

[dla każdego]
[dla koneserów]
[dla najbardziej wytrwałych]
[dla mało wymagających]

Polityka 19.2000 (2244) z dnia 06.05.2000; Kultura; s. 51
Reklama