Uchwalanie ułomnego prawa zdarza się parlamentowi dość często. W dziejach ustawy „O przekształcaniu prawa użytkowania wieczystego przysługującego osobom fizycznym w prawo własności” skupia się jednak wyjątkowe partactwo i populizm posłów. Pod względem liczby popełnionych błędów jest to akt prawny doprawdy wyjątkowy. Fakt, że Trybunał Konstytucyjny uznał go za niezgodny w konstytucją tylko w części dotyczącej zbyt niskich opłat wnoszonych na rzecz gmin, złożyć należy tylko na karb niechęci Trybunału do spowodowania jeszcze większego zamieszania. Uzasadnienie orzeczenia nie pozostawia bowiem żadnych wątpliwości: ta ustawa w ogóle nie powinna wyjść z parlamentu w kształcie, w jakim się pojawiła.
Ustawa uchwalona została 4 września 1997 r. i była ostatnim dziełem Sejmu poprzedniej kadencji (na 27 września zaplanowano wybory). Miała być aktem sprawiedliwości społecznej i dziejowej. Oto bowiem Sejm rozprawiał się z takim spadkiem po komunizmie jak wieczysta dzierżawa, a więc z instytucją niedającą obywatelom gwarancji własności, dawał jednocześnie poczucie stabilizacji tym, którzy zasiedlili Ziemie Odzyskane i teraz przed wejściem Polski do Unii Europejskiej czuli się zaniepokojeni, czy aby dawni właściciele nie przyjdą do ich gospodarstw jak po swoje. Ustawa objęła jednak cały kraj i wszystkich, którzy stali się użytkownikami wieczystymi przed dowolnie ustaloną datą 9 października 1997 r. Nie zróżnicowano nawet tym, którzy dzierżawili działki pod domy, od tych, którzy prowadzili na nich działalność gospodarczą osiągając niezłe zyski. Takim drobiazgiem, jak ustalenie rozsądnych kryteriów, nikt się nie zajmował.
Pouczające jest zajrzenie do stenogramów z posiedzeń, na których uchwalano ustawę w wielkim pośpiechu, praktycznie w dwa tygodnie. Ileż w nich wielkich słów o likwidacji reliktów PRL, ile zapewnień o dobrodziejstwach ustawy, jak wiele odwołań do społecznych oczekiwań.