Archiwum Polityki

Służby (nie)specjalne

Urząd Ochrony Państwa ma już dziesięć lat: 10 maja 1990 r. weszła w życie ustawa powołująca do życia tę nową instytucję demokratycznego państwa, a dzień później pierwszym jej szefem został Krzysztof Kozłowski. Od tego czasu UOP systematycznie wstrząsa opinią publiczną prawdziwymi lub domniemanymi aferami, cieknie tajemnicami, rzadziej chwali się sukcesami. Instytucja, która z natury powinna działać w ciszy, jest być może najlepiej opisaną – choć często bardzo nieprawdziwie – służbą państwową w III RP.

UOP z założenia apolityczny i apartyjny (tak przynajmniej planowano w 1990 r.) stał się przedmiotem najbardziej gorących debat politycznych, często o charakterze ustrojowym – i politycznych czystek. Proces ten nie jest zakończony. Szykująca się do przejęcia władzy ekipa SLD służbom specjalnym poświęca bardzo wiele uwagi i nie ukrywa, że szykuje odwet personalny, a potem może nawet urząd ulegnie daleko idącym zmianom strukturalnym.

Swe dziesięciolecie UOP świętuje raczej dyskretnie, jak przystało na tajne służby, na co zwraca uwagę jego obecny szef płk Zbigniew Nowek, zapewniając, że nie ma to nic wspólnego z tajno-jawnym raportem o działalności UOP z 1999 r., który pojawił się niedawno w Internecie i szybko zniknął, oraz medialnym i politycznym zamętem, jaki z tego powodu wybuchł. Nie znaczy to jednak, że rocznica nie powinna stać się okazją do zastanowienia się, w jakim stopniu spełniły się nadzieje tych, którzy tworzyli służby specjalne demokratycznego państwa. Jaką zatem instytucją jest UOP, gdzie tkwią źródła jego porażek i sukcesów?

Urząd hojnie obdzielony

Ustawa o Urzędzie Ochrony Państwa została uchwalona 6 kwietnia 1990 r. w pakiecie ustaw policyjnych, które między innymi likwidowały Służbę Bezpieczeństwa. Twórcy projektu ustawy o UOP musieli odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie: czym mają być służby specjalne w państwie demokratycznym, jaką nadać im strukturę. Wybrano koncepcję utworzenia na podstawie odrębnej ustawy centralnego urzędu administracji rządowej podległego ministrowi spraw wewnętrznych. Już wówczas rozważano wprawdzie podporządkowanie go premierowi (co nastąpiło po tzw. sprawie Oleksego w 1996 r.), ale uznano, że nie należy obciążać szefa rządu bezpośrednią odpowiedzialnością za działalność tworzonych dopiero służb.

Polityka 20.2000 (2245) z dnia 13.05.2000; Kraj; s. 24
Reklama