Czy prywatne szpitale zaczynają już być konkurencją dla państwowych? W stolicy, gdzie w ciągu kilku najbliższych lat ma powstać aż pięć prywatnych szpitali z 400 łóżkami, dyrektorzy publicznych placówek boją się przede wszystkim odpływu kadr.
Szpitale publiczne mogą stracić największy kapitał, jaki im jeszcze pozostał: dobrze wykształconych ludzi z najdłuższym stażem w zawodzie, takich, co jeszcze nie wyjechali za granicę: – Na Mazowszu już teraz brakuje ponad 150 lekarzy i kilkuset pielęgniarek?
Prof. Witold Rużyłło, dyrektor Instytutu Kardiologii w Aninie, od dwóch miesięcy toczy spór z prywatną kliniką, która nieoczekiwanie wyrosła mu pod bokiem. Centrum Kardiologii Anin – taka jest nazwa tej placówki – utworzyli byli lekarze Instytutu i zatrudniają personel z macierzystego Anina (po godzinach pracy w Instytucie). – Przecież to widać na pierwszy rzut oka, że właściciele spółki Allenort, do której należy ta placówka, posiłkują się naszą nazwą tylko po to, by wypromować swoją działalność kosztem nie swojej renomy – mówi wyraźnie poirytowany profesor. Skoro dzwonią do niego lekarze z innych szpitali, pytając, gdzie mają teraz kierować pacjentów na zabiegi (do Instytutu czy do Centrum?) albo jeśli firma ubezpieczeniowa Signal Iduna wysyła list do Instytutu Kardiologii na adres Centrum (które notabene nawet nie jest położone w Aninie, lecz w sąsiednim Wawrze) – jak w tym bałaganie mogą się odnaleźć ludzie spoza branży? – Nazwa Anin nie jest zastrzeżona ani nawet nie występuje w oficjalnej nazwie Instytutu – bronią się właściciele spółki. – W przyszłym roku planujemy zawarcie kontraktu z NFZ na część zabiegów, dzięki czemu będzie można skrócić kolejkę oczekujących w państwowym szpitalu.