W Piasecznie trwa budowa Forum Romanum, w Warszawie powstaje rzymski amfiteatr. Ruszyła produkcja „Quo vadis” Jerzego Kawalerowicza, największego polskiego przedsięwzięcia filmowego, ale także jednej z trzech europejskich superprodukcji, po „Królowej Margot” i „Cyruliku syberyjskim”. Dwanaście milionów dolarów (jedna piąta kosztów produkcji „Parku Jurajskiego”) zainwestowanych w adaptację dzieła Henryka Sienkiewicza zwróci się z zyskiem, gdy z kinowej sali wyjdzie 5-milionowy widz.
Ta gigantyczna operacja nie byłaby możliwa, gdyby nie wcześniejszy szaleńczy skok na kasę dwóch Jerzych: Hoffmana i Michaluka, producentów „Ogniem i mieczem”. Ich desperacja, sposób finansowania filmu (m.in. kredyt), a także wielka widownia i zyski, które osiągnęli wszyscy, którzy zainwestowali w to dzieło – dokonały przełomu w myśleniu o kinowym biznesie. Okazało się, że dobrze zrobiony i odpowiednio wypromowany film może stać się złotym interesem. – Jeszcze trzy lata temu nikt nie chciał nawet słuchać o „Quo vadis” – stwierdza Mirosław Słowiński, prezes zarządu Chronos Film, producent filmu – a obecnie nie mieliśmy właściwie kłopotów z przekonaniem inwestorów.
Filmowy łącznik
Wydaje się, że dla producentów filmowych i telewizyjnych nadchodzą ciekawe czasy. Po dziesięciu latach zmagań z wolnym rynkiem z początkowo nieśmiało startujących i niewielkich biur wyłoniły się prężne firmy. Takie jak Akson Studio Michała Kwiecińskiego, MT Art. Mariana Terleckiego, Studio A, Prasa i Film prowadzone przez Jana Dworaka i Macieja Strzembosza, Apple Film Production Dariusza Jabłońskiego, Besta Film Stanisława Krzemińskiego i Mirosława Borka oraz co najmniej pięćdziesiąt innych mających znaczenie spółek.