Nikt dotychczas nawet nie nadkruszył opoki Drugiej Poprawki do Konstytucji USA (o nienaruszalności obywatelskiego prawa do własnej broni). Ale masakry w szkołach, a zwłaszcza obraz przerażonych przedszkolaków, czteroletnich zaledwie dzieci chroniących się przed kulami w ogródku przedszkolnym w Kalifornii w ub. roku – to już było za dużo dla Donny Dees-Thomases, 42-letniej matki z New Jersey, która zorganizowała Marsz Miliona Mam. Demonstrację niepartyjną, prezentowaną jako apolityczna, ale kto będzie, zwłaszcza w roku wyborczym, krytykować matki?
W opublikowanym manifeście Marsz Miliona Mam (który przekształci się w stałą fundację) żąda zmian w prawie: po pierwsze wprowadzenia pozwoleń na broń i rejestracji wszystkich sztuk broni w rękach prywatnych. Dalej, swego rodzaju „zapowiedzi” dla amatorów broni, okresu refleksji pomiędzy zamiarem zakupu broni a faktyczną transakcją, także po to, by policja mogła w tym czasie zebrać informacje o kupującym. Po trzecie, co w Europie może się wydać tragifarsą: ograniczenia zakupów broni do jednej sztuki w miesiącu (broń kupują podstawieni pośrednicy, zaopatrujący świat przestępczy). Wreszcie żąda się od producentów, by opracowali systemy zabezpieczeń broni, na przykład by same dzieci nie mogły łatwo jej użyć.
Tę ostatnią inicjatywę popiera prezydent Bill Clinton – który poniósł porażkę w Kongresie, kiedy w ubiegłym roku odrzucono projekt ustawy narzucającej kontrolę nad posiadaniem broni w USA. Clinton wsparł badania nad smart guns, „inteligentną bronią”, to jest taką, która strzelałaby tylko z ręki właściciela. Taki system utrudniłby życie bandytom zwykle posługującym się bronią kradzioną.
Mówi się, że milcząca większość w Ameryce popiera ograniczenie szaleństwa broni palnej.