Jest szansa, że padnie polski rekord frekwencji na muzealnej wystawie. A to za sprawą ekspozycji „Od Maneta do Gauguina”, która otwarta zostanie 19 stycznia w warszawskim Muzeum Narodowym. Lista obecności twórców jest rzeczywiście imponująca. Podziwiać więc będziemy – poza tytułowymi – także prace Moneta, Renoira, Degasa, van Gogha, Toulouse-Lautreca, Pissarra. Ta wystawa to właściwie wielkie przedsięwzięcie. Przed wejściem do muzeum stanął gigantyczny namiot. Będzie typowa francuska kafejka, muzykanci, portreciści. Poza wspaniałymi czterdziestoma czterema obrazami z paryskiego Musee d’Orsay (to rewanż za wypożyczenie prac Jacka Malczewskiego) publiczności pokazane zostaną polskie zbiory grafiki i rysunku impresjonistów i postimpresjonistów. Już kilka tygodni przed otwarciem wystawy atmosferę podgrzewały media publikując zdjęcia i reportaże prezentujące obrazy pod eskortą uzbrojonych po zęby ochroniarzy. Wydaje się, że i bez tych chwytów spodziewać się można tłumów. Organizatorzy mówią nawet o 400 tys. zwiedzających. Szykują się więc długie, zimowe kolejki. Ale po tej niepomyślnej prognozie mam też dla miłośników sztuki francuskiej trzy sympatyczne komunikaty. Po pierwsze, nie będzie podwyżki cen biletów, jaką się zwykle praktykuje przy takich okazjach. Po drugie, zostaną wydłużone godziny otwarcia muzeum. I wreszcie po trzecie, wystawa ma w pewnym sensie charakter wędrowny. W Warszawie otwarta będzie do 25 marca, ale następnie pojedzie do Poznania (31 marca – 13 maja) i Krakowa (19 maja – 4 lipca). P.Sa.
[dla koneserów]
[dla najbardziej wytrwałych]
[dla mało wymagających]