Działacze niemieckiej mniejszości z rozrzewnieniem wspominają rządy Helmuta Kohla. Pokazują zdjęcia z oficjalnych i prywatnych spotkań. Kohl był dla nich jak ojciec: – On nas rozumiał i wspierał – mówi Helmut Paździor, poseł, jeden z liderów mniejszości.
Za Kohla tylko z budżetu federalnego szło każdego roku na potrzeby mniejszości około 25 mln marek. Rząd Gerharda Schrödera zredukował pomoc poniżej 20 mln marek i zapowiada dalsze cięcia: – Nie chodzi tylko o same pieniądze, ale o przedmiotowe traktowanie mniejszości – dodaje Paździor. – W ostatnim wystąpieniu w polskim Sejmie kanclerz nawet nie wspomniał, że istnieje w Polsce mniejszość niemiecka!
Na ubiegłorocznych uroczystościach dziesięciolecia towarzystwa nie pojawił się nikt z Berlina. Stosunki z ambasadą i konsulatem generalnym we Wrocławiu są więcej niż chłodne. – Za CDU rozmawiano o nas z naszym udziałem – żali się Paździor – za SPD o nas rozmawia się bez nas!
– Trudno się dziwić, jeżeli nasz poseł Henryk Kroll, który trzyma w rękach wszystkie nici władzy, mówił o kanclerzu federalnym „jakiś tam Schröder” – wypomina Bernard Sojka, działacz mniejszości z Dębskiej Kuźni pod Opolem. Sojka jeszcze kilka lat temu ściśle współpracował z Krollem – teraz jest w opozycji: – Za Odrą nie ma już takich Niemiec, jakie znali i chcieliby widzieć niektórzy działacze. Budują tutaj skansen, do tego za pieniądze niemieckiego podatnika.
Wysiedleni pośrednicy
Prof. Gerhard Bartodziej, były senator z listy mniejszości i przez kilka lat przewodniczący Związku Niemieckich Stowarzyszeń Społeczno-Kulturalnych w Polsce, obecnie w opozycji do liderów, mówi wprost: – Dla działaczy starszego pokolenia Niemcy kojarzą się z III Rzeszą i jej narodową frazeologią.