Chociaż wybuch bomby rozerwał samolot na wysokości 10 kilometrów nad ziemią, drobiazgowe ekspertyzy mikroskopijnych szczątków pozwoliły ustalić nie tylko jakiego materiału wybuchowego użyto, jakiego detonatora, nie tylko w jakiej walizce go umieszczono (brązowej, marki Samsonite), ale jeszcze jakiej produkcji i marki były w tej walizce ubrania: biała koszula modelu Abanderado, kremowa piżama, marynarka w jodełkę i brązowe spodnie. Znaleziono nawet fragmenty instrukcji radiomagnetofonu Toshiba RT-SF 16, w którym bomba była schowana.
Lektura liczącego 82 gęsto zapisane strony uzasadnienia wyroku wskazuje, że nietrudno było odkryć, jak mordercy zaplanowali śmierć 259 pasażerów i członków załogi. Zdołali z Malty wysłać bombę w walizce, którą bez towarzyszącego jej pasażera załadowano do samolotu podczas międzylądowania w Londynie (w rejsie z Frankfurtu do Nowego Jorku). Znacznie trudniej było odkryć, kto walizkę pakował.
Szkocki sąd (miejscem zbrodni była Szkocja, samolot rozerwał się nad spokojnym miasteczkiem Lockerbie, zabijając jeszcze 11 jego mieszkańców) oparł się na zeznaniach trzech ważnych świadków. Jeden z nich był libijskim agentem bezpieczeństwa, który pracował na lotnisku na Malcie i długo przed zamachem dostarczał za pieniądze różnych użytecznych informacji Amerykanom z CIA. Ów szpieg, ukryty gdzieś w USA – w ramach programu ochrony świadków – miał zdradzić nazwiska innych libijskich agentów na lotnisku.
Drugim świadkiem był współwłaściciel szwajcarskiej firmy, produkującej detonatory zegarowe, które trafiały do Libii. Nie było to specjalnie trudne, gdyż firma ta przez pewien czas podnajmowała swoje biuro w Zurichu innej firmie, gdzie dyrektorem był... Abdel Basset Ali al-Megrahi, ten właśnie, którego sąd uznał za sprawcę zamachu i skazał na dożywotnie więzienie.