Ciężko się ogląda polityczne dysputy, w których przedstawiciele rządu i opozycji usiłują się przekrzyczeć, a prowadzący rozpaczliwie pokazuje na zegarek. Ale jeszcze ciężej, kiedy widownia jest zgodna, że wszystkiemu winien rząd, a prowadzący nie potrafi zadać żadnego pytania, które by potok żalu uporządkowało. W sobotniej audycji z postpegeerowskiej wsi spod Koszalina prowadzącego Waldemara Kosińskiego wyręczył Andrzej Lepper, który przejął inicjatywę: zadawał pytania i od razu udzielał odpowiedzi. Dlaczego jest bezrobocie? Bo rząd nieudolny. Dlaczego za Odrą w Niemczech jest bogaciej? Bo mają lepszych polityków. Dlaczego nie ma dość pieniędzy na zapomogi? Bo Balcerowicz trzyma miliardy dolarów w zagranicznych bankach.
Rozgrzany aplauzem widowni Lepper spointował, że Balcerowicz „powinien tu oborę wysprzątać, a nie nadal niszczyć polską gospodarkę”.
Z pewnością Lepper lepiej by wysprzątał skarbiec NBP niż Balcerowicz oborę, ale trudno się powstrzymać od poważniejszego pytania, jaki jest sens takiego programu, jeśli nie dochodzi do żadnego zderzenia racji, jeśli jeden żąda większych zapomóg, drugi udziału byłych PGR-owców w prywatyzacji, trzeci zrównania Polski A z Polską B, czwarty, żeby się nie pchać do tej Unii Europejskiej – a prowadzący martwi się tylko, jak te postulaty spisać?
Jeżeli nie znalazł się nikt z rządu, kto by miał odwagę w takiej audycji wziąć udział (czemu się specjalnie nie dziwię), to lepiej z niej w ogóle zrezygnować. Przyszłość polskiej wsi, która musi nadrobić jeszcze więcej historycznych zapóźnień niż miasto, jest za poważną sprawą i zanadto zależną od naszego członkostwa w Unii Europejskiej (transfery z Brukseli na ten cel wyniosą 2–3 mld euro rocznie), żeby udzielać na ten temat łatwych odpowiedzi.