Naprawdę bardzo śmieszny film już od pierwszej sceny (rozmowa kumpli z ferajny o „Losie człowieka” Bondarczuka), i tak, a nawet jeszcze zabawniej, będzie do końca. Kłopot w tym, że to wcale nie jest komedia, tylko stuprocentowy kawałek sensacyjny, nakręcony jak najbardziej serio przez Władysława Pasikowskiego. Wygląda to tak, jakby reżyser, z braku lepszych pomysłów, postanowił sparodiować sam siebie, kręcąc coś w rodzaju „Szklanką po łapkach” na temat swoich wcześniejszych filmów. Są więc twardzi faceci, jak zwykle u tego reżysera, noszący obco brzmiące imiona, Alex (Bogusław Linda) i Andre (Mirosław Baka), którzy po dłuższej nieobecności odwiedzają ojczyznę, gdzie coś się w tym czasie zmieniło, to znaczy pojawili się gangsterzy i tłumy dziewczyn lekkich obyczajów. Przybysze mają pewną misję do spełnienia, jeden służył w Legii Cudzoziemskiej i ta przeszłość wciąż za nim się wlecze, drugi jest jeszcze bardziej tajemniczy, a na czym polega jego zadanie, z oczywistych powodów nie mogę zdradzić. Fabuła nie jest zresztą zbyt skomplikowana, tym bardziej dziwne, że niektóre epizody opowiedziane są dość mętnie (po co np. pojawia się nagle w kadrze maczuga Herkulesa w Ojcowie, trudno zrozumieć). Jest jeszcze wątek miłosny, rozbudowany ponad potrzeby filmu akcji, z dialogami pod rozgwieżdżonym niebem, wziętymi z kolorowych magazynów dla nastolatek. Podstawowy problem widza polega jednak na tym, że nie jest w stanie traktować poważnie tego, co widzi i słyszy z ekranu, bo nieustannie ma wrażenie, że tu wciąż robi się „jaja”. Alex mówi, że boi się tylko Boga, jest śmiesznie; że musi to on tylko umrzeć, śmiech na sali, zanim skończy kwestię.