Archiwum Polityki

Ostry dyżur

Dawniej, kiedy w teatrze ktoś zasłabł lub zwyczajnie trafił go szlag (niekoniecznie z powodów artystycznych), zaraz rozlegał się głos:
– Czy jest lekarz na sali?

No i ze służbowego fotela podnosił się pan doktor, żeby udzielić pierwszej pomocy. Jeśli zaufać anegdotce, raz zdarzyło się tak, że na scenę wbiegła zawodowa swatka. – Czy jest lekarz na sali? – wydała z rozbudowanej piersi wzdych. I widząc młodego eskulapa zatrajkotała:

– Panie doktorze, mam dla pana wspaniałą partię! Dziewczyna jest z dobrego gniazda, niewinna jak lilia i tylko z jednym felerem: ona nie ma posagu. Ale czy to jest feler? Pan doktor zarabia, nawet siedząc w teatrze zarabia, z pewnością ma praktykę prywatną i gabinet przy mieszkaniu, a ta ptaszyna zapełni je słodkim szczebiotem i daj Boże gaworzeniem dzieciaczków, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żebyście już jutro spojrzeli sobie w oczy i powiedzieli: tak.

Tyle anegdotka, wyciruch z garderób minionego czasu. Mnie interesuje obecność lekarza nie w teatrze, lecz pod ręką. Coraz częściej przyłapuję się na tym, że bez interwencji medycznej ani rusz. Oto stacja benzynowa w śródmieściu Warszawy. Dzień, gdy właśnie ogłoszono kolejną podwyżkę cen paliw. Jakim sloganem na planszy reklamuje się koncern, jeśli chodzi o podwyżki niezawodny? „Orlen – w drogę! Bez gotówki...” Faktycznie, po zatankowaniu o gotówce nie ma mowy. Lekarza! Czy jest w pobliżu lekarz? Ktoś tu zwariował, popisując się haślarską inwencją.

Szeleszczę „Gazetą Polską”, zastępującą wybrednisiom salonik wyspecjalizowany w usługach sado-maso. Kto uśmiecha się na zdjęciu wkomponowanym w rozmowę? Poseł Niesiołowski, przedstawiony jako sekretarz klubu parlamentarnego AWS ds.

Polityka 8.2001 (2286) z dnia 24.02.2001; Groński; s. 93
Reklama