Archiwum Polityki

Dowód z DNA

Polska policja gromadzi i wykorzystuje dane pochodzące z kodu ludzkiego DNA. Stosowane procedury nie są jednak do końca zgodne z europejskimi zaleceniami. Rodzą się obawy, że policja może o nas wiedzieć zbyt wiele. Toczą się więc dyskusje, jakie przepisy należy znowelizować lub wprowadzić, co gromadzić w banku danych genetycznych i kto miałby sprawować nad nim pieczę.

Badania genetyczne coraz powszechniej stosuje się w medycynie. Są one niezastąpione w ustalaniu ojcostwa, ale najszerzej bodaj dotychczasowe sukcesy genetyki udało się wykorzystać w kryminalistyce, w której w końcu XX w. doszło do prawdziwej rewolucji. W połowie lat dziewięćdziesiątych FBI przeprowadziło ekspertyzy genetyczne u 2500 więźniów skazanych za gwałty w czasach, kiedy w kryminalistyce nie stosowano jeszcze badań kodu DNA. Okazało się, że co trzeci siedzi niesłusznie. Dziś badania te w USA wyciągają skazanych z cel śmierci. W Polsce genetyczny odcisk palca – tak nazwano identyfikację przy pomocy kodu DNA – nie przyczynił się jeszcze do rewizji żadnej sprawy kryminalnej. Ale to tylko kwestia czasu i wtedy u nas też wyjdą na jaw pomyłki sądowe!

– Tylko bez euforii – ostrzega prof. Józef Wójcikiewicz z Wydziału Prawa UJ. Przyznaje, że mamy dziś do czynienia z przełomem na miarę tego sprzed ponad wieku, kiedy przestępców zaczęto identyfikować po odciskach palców, dodaje jednakże: – Ślad genetyczny pokazuje nam jedynie to, że dana osoba była w miejscu przestępstwa. Poza tym potrzebne są inne dowody.

W ubiegłym roku prof. Wójcikiewicz zapytał blisko 80 sędziów, na podstawie jakiego jedynego dowodu byliby skłonni skazać oskarżonego? Dla wszystkich była to analiza DNA. O ponad 10 proc. mniej wydałoby wyrok tylko na podstawie odcisków palców, a przecież są one niepowtarzalne. – Dobrze, że badania genetyczne tak szybko zostały zaakceptowane jako dowód naukowy, ale źle by było, żeby wymiar sprawiedliwości zaczął chodzić na skróty – prof. Wójcikiewicz sięga po akademicki przykład: pobranie z kobiecej pochwy próbek spermy oznacza tylko tyle, że mężczyzna odbył z nią stosunek, a niekoniecznie musiał ją zgwałcić.

Polityka 8.2001 (2286) z dnia 24.02.2001; Kraj; s. 24
Reklama