Przeczytałem, nie pamiętam gdzie, że teraz jest inaczej: już nie dorośli opowiadają dzieciom bajeczki przed zaśnięciem, ale małolaty układają do snu spracowanych rodziców, szepcząc im na ucho opowiastki. Objawia się w tym wyższa sprawiedliwość: to rewanż za lata infantylnego gaworzenia o pszczółkach, króliczkach, kogutkach, chatkach z piernika. Podejrzewam, że bajki dzieci są bardziej serio, lepiej osadzone w realiach współczesności.
– Tatusiu – mówi pociecha do papcia wgapionego w telewizor po dwudziestej trzeciej. – Kładź się spać, nie widzisz, że panie na ekranie już się rozbierają.
Z inteligentnymi do przesady bachorami bywają kłopoty. Zanim dojdzie do opowiadania bajek, może przytrafić się taki dialog:
– Mamusiu, co ja mam zrobić? Wszyscy mówią, że ja jestem gapowaty.
– Czego to ludzie nie gadają. Zaraz, zaraz... Przecież ty chłopczyku nie jesteś moim synkiem i nie mieszkasz tu, tylko w bloku po drugiej stronie ulicy.
Odkąd dzietność stała się gwarantem właściwej postawy obywatelskiej w łóżku i szacunku dla wartości, szczególnie imponująco zasypianki dla dorosłych wyglądają pewnie w domach nareszcie prawdomównej elity. Nim dzieci wicepremiera Giertycha opowiedzą mu bajeczkę, stojąc na baczność śpiewają „Rotę”, przełykając ślinę, gdy dojdą do frazy, kto nie będzie pluł nam w twarz. – Sami sobie naplujemy! – zauważono już dawno, ale to bluźnierstwo wiadomo, czyją jest sprawką, kto za tym stoi, zanim posiedzi.
Miało być o historyjkach, jakie dzieci aplikują rodzicom przed snem. Są to zazwyczaj twórcze opracowania znanych skądinąd wątków, adaptacje zasłyszanych wcześniej fabuł. Opowiastkę o Siedmiomilowych Butach nieletni narrator podprowadza do pointy: u nas Siedmiomilowe Buty zastąpią autostrady.