Archiwum Polityki

Policja napadła na bank

W poprzedni poniedziałek centrum Katowic zostało na kilka godzin sparaliżowane. Ok. 13.00, w godzinie komunikacyjnego szczytu, czterech przebranych za bandytów policjantów wtargnęło do nowej siedziby NBP, wzięło zakładników i zażądało milionów ze skarbca. Tak zaczęła się symulacja napadu na bank. Inni policjanci zablokowali ulice wyjazdowe z centrum; NBP błyskawicznie otoczyli antyterroryści, pojawili się pirotechnicy, policyjni negocjatorzy, zjechała straż pożarna, karetki pogotowia, służby energetyczne i gazownicze.

O ćwiczeniach wiedzieli wszyscy oprócz władz miasta, komunikacji i samych mieszkańców. I słusznie. Prawdziwi gangsterzy też nie informowaliby o napadzie. Kiedy do akcji wkroczyli policyjni negocjatorzy, to z minuty na minutę zaczęły rozrastać się korki na wszystkich trasach dojazdowych; szybko zaczęto mierzyć je w kilometrach. Stanęły tramwaje i autobusy.

Trochę po 15.00 negocjatorzy przekonali kolegów przebranych za bandytów, żeby opuścili bank. Kiedy tylko dali się przekonać i wsiedli do samochodu, zostali zaatakowani przez antyterrorystów. Napastnicy nie mieli żadnych szans na ucieczkę. Nie tylko z powodu świetnego wyszkolenia policyjnej grupy uderzeniowej, ale też całkowitego zablokowania miasta.

Ćwiczenia udały się na piątkę z plusem. Mają rację policyjne władze, że takie manewry trzeba przeprowadzać nawet w samo południe, bo nikt im nie zagwarantuje, że bandyci będą napadać na banki tylko w nocy. I ma rację choćby ten restaurator z centrum Katowic, który chce skarżyć policję za straty, bo przez kilka godzin nie miał klientów.

Polityka 39.2006 (2573) z dnia 30.09.2006; Ludzie i wydarzenia; s. 16
Reklama