Archiwum Polityki

Prawdziwy koniec zimnej wojny

Ostatni tom „Wielkich mów” przypomina lęki zimnej wojny, nadzieje po upadku komunizmu i niepokój naszego przełomu wieków.

A szło tak dobrze. Dekadę lat 60. w światowej polityce otwarł wybór Johna Kennedy’ego na prezydenta USA. W mowie inauguracyjnej Kennedy apelował do przywódców podzielonego na bloki świata: „Zacznijmy od nowa, pamiętając po obu stronach, że uprzejmość nie jest oznaką słabości, a szczerość zawsze trzeba udowodnić. Obyśmy nigdy nie negocjowali ze strachu. Ale nigdy nie bójmy się negocjować”.

Ten zamysł, którego elementem był też program modernizacji Ameryki Łacińskiej przedstawiony w późniejszym o rok przemówieniu o „sojuszu dla postępu”, wkrótce wystawi na próbę kryzys kubański i budowa muru berlińskiego. Kennedy pojedzie w 1963 r. do Berlina i ogłosi spod muru solidarność z odciętymi od wolnego świata Niemcami wschodnimi. Przemówienie „Jestem berlińczykiem” to jedno z najbardziej znanych powojennych mów prezydentów USA. Konkurować z nią może niewiele innych – na pewno „I have a dream” pastora Martina L. Kinga, wciąż żywe źródło inspiracji dla kolejnych pokoleń bojowników o podstawowe prawa człowieka w czasach, gdy teoretycznie prawa człowieka triumfują niemal na całym globie.

Walka o te prawa to temat przewodni lat 70. i 80., co znakomicie widać w naszej książce. Bardzo ciekawa jest, chyba zupełnie w Polsce nieznana, mowa obrończa oskarżonego o zdradę stanu młodego Nelsona Mandeli: klarowny wykład zasad i celów kierowanego przez Mandelę ruchu przeciwko apartheidowi. Wrażenie robi też czarny radykał amerykański Malcolm X, zastrzelony w 40 roku życia przez czarnych działających na zlecenie jego politycznych rywali: „Musimy wznieść walkę o prawa obywatelskie na poziom wyższy – praw człowieka (...). Spędzamy masę czasu, błędnie kombinując, jak tu wywalczyć prawa obywatelskie, i nie zdajemy sobie nawet sprawy, że istnieją prawa człowieka.

Polityka 45.2006 (2579) z dnia 11.11.2006; Społeczeństwo; s. 112
Reklama