Stało się: oto zawodnicy z „Big Brothera” zaczęli ujawniać swoje sympatie polityczne, co niesłychanie podnieciło działaczy rozmaitych partii. Koło Młodych SLD postanowiło zgłosić radnego Sebastiana Florka na listę wyborczą do Sejmu. Z kolei niejaki Rafał ujawnił się jako sympatyk Stowarzyszenia Młodych Demokratów. Sprawa widać musi być poważna, bo głos w tej sprawie zabrały oficjalne czynniki. Rzecznik prasowy SLD oświadczył, że „pan Florek jest osobą rozpoznawalną, co może mieć znaczenie dla jego przyszłych wyborców”. Natomiast szef Stowarzyszenia Młodych Demokratów powiązanego niegdyś z Unią Wolności, a ostatnio z Platformą Obywatelską, z „głębokim niepokojem” obserwował próbę – dodajmy: skuteczną – „usunięcia naszego kolegi z domu Wielkiego Brata”.
Niewykluczone więc, że w następnej kadencji parlamentu zobaczymy, jak wytatuowany rocker Piotr Gulczyński wwozi nas na swoim Harleyu do Unii Europejskiej, a wesoły kucharz Klaudiusz rozwiązuje jako minister rolnictwa poważny problem BSE i pryszczycy. Zaś Sebastian Florek, który zakablował kolegę, otrzyma tekę ministra łączności. A do domu w Sękocinie trafią obecni politycy, by odzyskać popularność pod bacznym wejrzeniem Wielkiego Brata. Niewykluczone, że w tej roli wystąpi minister sprawiedliwości Lech Kaczyński.
Niedawno Woody Allen powiedział, że życie nie naśladuje sztuki, tylko złą telewizję. Coś w tym musi być.