Błąd rodzi rząd, rząd rodzi błąd – powiada Homer czy Hemar. Nie pamiętam, za gorąco. Kiedyś też były upały upamiętnione w kawiarnianych dowcipach. Do stolika w Ziemiańskiej doczłapał krytyk. Znany pod pseudonimem: Ostap Ortwin. Przedstawił się jednak nazwiskiem:
– Katzenellenbogen.
– Daj pan spokój, to nie jest nazwisko na taki upał – usłyszał jęk.
Dziejopis wydarzeń towarzyskich Zdzisław Czermański odnotował rozmowę Jana Lechonia z Ludwikiem Solskim. Aktor namawiał poetę, by po obiadku wyskoczyli do wesołych panienek. Lechoń nie był sfanatyzowany na punkcie kobiecych wdzięków.
– Straszny dziś żar – zaprotestował. – Kobitki to sport zimowy. Tak jak łyżwy, narty, sanki.
– O, przepraszam, jak szczuplutka to i w upał można! – mistrz nie dał się zbyć byle czym.
Ale, kto wie, czy nie najpiękniejszą relację z tamtych sanacyjnych upałów zawdzięczamy Antoniemu Słonimskiemu. W południe, gdy Warszawa dławiła się zaduchem, spotkał na ulicy Szymona Askenazego. Zapytał, jak profesor zaplanował sobie urlop. Kiedy przenosi się w plener. Askenazy chwilę pomilczał. Potem rzucił krótko: – Chodź pan!
„Zaprowadził mnie – wspomina A.S. – na pierwsze piętro swego pięknego chłodnego mieszkania. Wskazał na wygodne łoże, piękne antyki, miękkie fotele, bogatą bibliotekę, okno, które wychodziło na ogród i powiedział: Czy uważa pan, że warto z tego domu przenieść się do pensjonatu »Riviera« w Gdyni, gdzie dają na śniadanie małe żółte krążki ciepłego masła i takie lekkie blaszane łyżeczki?”
Niestety, nie dla wszystkich dostępne są uroki lata w mieście. Ruszyła kampania prezydencka. A później ruszy kampania cukrownicza.