Archiwum Polityki

Święty dym

[dla każdego]

Jane Campion pochodzi z Nowej Zelandii, ale pracuje w Australii. Jednak w jej filmach nie ma egzotyzmu, jakiego można by się spodziewać po jej okolicy, lecz daje ona analizę charakteru kobiecego wszędzie aktualnego. Co prawda jej główny sukces, „Fortepian”, Złota Palma w Cannes w roku 1993, odbywał się w malowniczej Nowej Zelandii w wieku XIX, ale miał za treść obronę indywidualności damskiej – w tym wypadku symbolicznie związanej z kulturą muzyczną – w warunkach ówczesnego tropikalnego prymitywu. Podobnym typem niepodległym jest Ruth w „Świętym dymie”; w poszukiwaniu prawdy, na którą mogłaby przystać, wybrała się ona do Indii i przyłączyła się do tamtejszego klanu. Jej zaniepokojona rodzina sprowadza ją do kraju i oddaje pod opiekę prawnika-specjalisty od ratowania ofiar sekciarstwa. Jest to rutyniarz zadowolony z siebie, który ma powodzenie u pań; ale Ruth ze swoim upartym dążeniem do emocjonalnej szczerości okazuje się wypadkiem przerastającym jego możliwości. Co wpływa na jego samopoczucie i podważa jego pewność; ale również dla Ruth staje się interesujący ten tak różny od niej charakter z łatwo ustalonymi pewniakami. Następuje niejako wymiana między nimi emocji, które się uzupełniają, czego momentem kulminacyjnym jest, gdy Ruth nakłania Watersa, by przebrał się w suknię i dał się umalować jak kokota, bo zdaniem Ruth byle odruch, przedmiot, kostium już może mieć znaczenie magiczne i dać odczuć jej nasłanemu instruktorowi doznania jego podopiecznej. Obydwoje mają własne otoczenie, różne koleje, ich drogi rozłączają się, ale kontakt nie przepada: jest to niezwykły związek, odbywający się raczej w postanowieniu i w wyobraźni, niż żeby było tu dążenie do realizacji.

Polityka 9.2001 (2287) z dnia 03.03.2001; Kultura; s. 44
Reklama