W styczniowy piątek 2001 r. Zbigniew Bartosz, emerytowany pułkownik WP i prezes Koła Polaków z Indii (zwanego Kołem Indian), grzązł w zakorkowanej Warszawie, kiedy radio podało wiadomość: Trzęsienie ziemi w Indiach, w stanie Gujarat zginęło około 300 osób. W poniedziałek delegacja Koła wręczyła ambasadorowi Indii 520 dolarów. We wtorek ambasador odebrał 10 tys. zł od warszawskiego I Społecznego Gimnazjum i Liceum im. maharadży Jam Saheba (popularna Bednarska). W ciągu następnych dni napłynęły datki z Kanady, pieniądze zaczęła też zbierać Polska Akcja Humanitarna.
– Chcemy, aby odbudowano szpital stojący przy szkole kadetów na terenie naszego dawnego osiedla – tłumaczy w swoim mieszkaniu w Rembertowie prezes Bartosz. Niewielki pokój z biurkiem, komputerem i meblościanką to sekretariat Koła Indian. Centrala zachowania pamięci o sierotach, które za radziecką zgodą i na indyjskie zaproszenie od 1942 do 1946 r. wychowywały się w Osiedlu Dzieci Polskich w Balachadi, u maharadży Jam Saheba Digvijay Sinhji.
Sami mali
Podobne losy, podobne rodowody. Kresy, rodzina rolnika, osadnika wojskowego, działacza narodowego, ziemianina. 1940 lub 1941 r. – zesłanie na północ bądź do Kazachstanu. Po układzie Sikorski-Majski i amnestii w 1941 r. (patrz ramka) tułaczka przez sowieckie republiki. Ojcowie zasilają punkty zborne armii gen. Władysława Andersa, mamy – barakowe szpitale, a najmłodsze dzieci – dietdomy, sowieckie sierocińce.
Po sześćdziesięciu z górą latach w ich pamięci przeplatają się trzy rodzaje obrazów. Beztroskie, ledwo spamiętane rodzinne domy w Trembowli, Pniakach, Równem, Elżbiecieniu, Postawach, Stanisławowie, Przemyślu. Nędza w uzbeckich Kerminie i Bucharze. Ogolone głowy w sierocińcu w turkmeńskim Aszchabadzie.