Dawny dyrektor UKIE jest urzędnikiem służby cywilnej, absolwentem Krajowej Szkoły Administracji Publicznej, nowa pani dyrektor nie, a operacja została dokonana poza plecami szefa służby cywilnej, który tę sytuację określa jako niebezpieczny precedens w dziedzinie polityki kadrowej. Ustawa jednoznacznie bowiem stanowi, że kto chce zostać dyrektorem w ministerstwie lub w urzędzie wojewódzkim, musi wygrać konkurs organizowany przez szefa służby cywilnej. Tak więc w kwestii złamania prawa przez premiera nikt nie ma wątpliwości, choć protokół kontroli NIK dla dawnego dyrektora jest bezlitosny i „stan nieczynny” jak najbardziej mu się należy, przynajmniej do chwili wyjaśnienia zarzutów.
Na dodatek premier od kilku już miesięcy waha się, jaką podjąć decyzję w sprawie mianowania Jakuba Skiby, który wygrał konkurs na dyrektora generalnego Kancelarii Premiera. Jakub Skiba pełni obecnie obowiązki dyrektora generalnego w GUS i jeżeli nie dostanie posady w Kancelarii, mógłby wystartować w konkursie na stanowisko dyrektora generalnego urzędu, w którym obecnie pracuje, a więc próbować w pełni ustabilizować się. Premier jednak milczy. Nie mówi ani tak, ani nie.
30 czerwca kończy się dwuletni ustawowy okres przejściowy dla dyrektorów generalnych, sekretarza Rady Ministrów, a także szefa służby cywilnej, w którym mogli oni zajmować swoje stanowiska bez konkursu. Z tym fantem też trzeba będzie więc coś zrobić, ponieważ większość z nich do konkursów na swe dotychczasowe stanowiska jeszcze nie stanęła. Albo będą więc przyspieszone konkursy, zawsze nasuwające podejrzenia o polityczne manipulacje i wybuchnie kolejna afera wokół służby cywilnej, albo będziemy mieli szybkie przekwalifikowania dyrektorów na „pełniących obowiązki dyrektorów”. Oczywiście można jeszcze próbować w ekspresowym tempie zmieniać ustawę o służbie cywilnej i usuwać niewygodny przepis.