Archiwum Polityki

Karykaturzysta bez teki

Ludziom trudno dogodzić. Do biura matrymonialnego w dawnych czasach (czyli do swata) zgłosił się typek.
– Byłbym bardzo wdzięczny za znalezienie mi żony. Ale żeby była nieduża, rodzinna, nosiła się na czarno i umiała pływać.
Swat zamyślił się, pokiwał głową, po czym westchnął:
– Rozumiem. Kawalerowi potrzebny jest pingwin-samiczka.

Sobie dogodzić jeszcze trudniej. Dużo bym dał za to, żeby przekwalifikować się na karykaturzystę. Sezon dla nich. Ot, taki rysunek: do Cezarego Baryki podbiega prolet w kaszkiecie. Czerwony nie tylko z emocji.
– Na Belweder? – pyta.
– Nie, do kina.

Albo historyjka obrazkowa. Tym razem bez słów. Leci Małysz – na jego nartach przycupnął Buzek. Pochylony tak, jakby rozmawiał ze swoim protektorem. Dzięki temu pomysłowi sumujemy obecne wysokie loty premiera w sondażach. Uwzględniając równocześnie jego wcześniejsze ambicje: skakał już do narodu – w Radzyminie; przeskoczył karłowatego ochroniarza. A teraz wybrał się do Lahti. Mimo mrozu zdołał ogrzać się w ciepełku cudzego sukcesu.

Kolejny rysunek: śnieg, oddalające się sanie. Za nimi biegną zębate bestie, aż para bucha im z pysków. Jak to podpisać, bo bez podpisu się nie obejdzie – Stado wilków? Chyba sensowniejszy byłby podpis: Koledzy z AWS-u... Zmiana tematu. Korytarz, na korytarzu przed zamkniętymi drzwiami pampers mówi do pampersa:
– Wiesiek cierpi ostatnio na manię wielkości. Chodzi w te i wefte po gabinecie i wyobraża sobie, że jest Tomaszewskim.

Musiało paść to nazwisko. Media pełne są wypranego z zarzutów Janusza T. Wraca do polityki. Przez Łódź, z przesiadką w Częstochowie. Tam bowiem skierował pierwsze kroki. Tam opadł na kolana: Jasna Góra go nie zawiodła.

Polityka 10.2001 (2288) z dnia 10.03.2001; Groński; s. 93
Reklama