Archiwum Polityki

Rozgrywki bez piłki

Rosyjski miliarder Roman Abramowicz nie jest już wyjątkiem. Zapanowała moda na kupowanie przez zagranicznych biznesmenów angielskich klubów piłkarskich.
Polityka

A przy okazji sprzedano za ocean najbogatszego angielskiego piłkarza. Od kilku tygodni nowych amerykańskich właścicieli ma FC Liverpool i w obcych rękach jest już aż siedem klubów Premiership. Łupem mogą paść niedługo także Arsenal Londyn i Newcastle United. Prezydent FIFA Sepp Blatter odnosi się do tych transakcji z dużą rezerwą i nieufnością. Twierdzi, że nowi inwestorzy myślą tylko i wyłącznie o czerpaniu zysków, ale jego ostrzeżenia nie znajdują na Wyspach Brytyjskich posłuchu.

Jeszcze na początku lat 90. wielkie pieniądze na piłkę nożną w Anglii wykładali rodzimi biznesmeni, tacy jak Chris Wright, szef wytwórni płyt Chrysalis, który sprawował rządy w londyńskim Queens Park Rangers, czy Elton John, muzyk zakochany w Watfordzie. W 1997 r. sygnał do ataku na wyspiarski futbol dał zagranicznemu kapitałowi Mohamed Al Fayed, egipski właściciel najdroższego domu towarowego na świecie Harrods, który za 30 mln funtów kupił stołeczny Fulham. Niedługo po nim do akcji wkroczył Serb z amerykańskim paszportem, potentat w branży komputerowej Milan Mandarić, który za 5 mln funtów zafundował sobie Portsmouth (zdążył już – z sześciokrotnym zyskiem – odsprzedać klub rosyjsko-francuskiemu biznesmenowi Aleksandrowi Gajdamakowi, a kupić drugoligowe Leicester City).

Ale dopiero gdy w angielskiej piłce, za sprawą Romana Abramowicza, pojawił się kapitał rosyjski, o zagranicznych inwestycjach w brytyjski futbol zaczęło być naprawdę głośno. Pieniądze zarobione na rosyjskiej ropie naftowej uratowały przed bankructwem Chelsea Londyn, a od 2003 r. na budowę potęgi stołecznego klubu wciąż sprawujący funkcję gubernatora Czukotki i były już właściciel Sibnieftu zdążył wydać kilkaset milionów funtów.

Polityka 10.2007 (2595) z dnia 10.03.2007; Ludzie; s. 96
Reklama