Trybunał Konstytucyjny odroczył rozstrzygnięcie w sprawie tzw. nowej ustawy lustracyjnej. Grupa posłów, która wnioskowała o uznanie jej za sprzeczną z konstytucją, ma w ciągu miesiąca doprecyzować zarzuty. Co znamienne: Trybunał podkreślił, że chodzi mu o wątpliwości dotyczące niekonstytucyjności nie tylko poszczególnych przepisów, ale całej regulacji – i to już wersji po poprawkach prezydenta.
Poseł Ryszard Kalisz, który reprezentował zgłaszających zastrzeżenia parlamentarzystów, zapowiedział, że w pierwszej kolejności zakwestionowana zostanie możliwość prowadzenia lustracji nie tylko przez niezależny sąd, ale i przez IPN. Poważne konsekwencje (utratę funkcji publicznej, pracy czy prawa do wykonywania zawodu, nie mówiąc o anatemie publicznej) może nieść dla obywatela także umieszczenie jego nazwiska przez IPN w katalogu osób uznanych za współpracowników bezpieki. Na dodatek nazwisko raz umieszczone na takiej liście figurowałoby na niej – jak to ujął Kalisz – „po wieczne czasy”, nawet gdyby zarzuty się nie potwierdziły. Sądząc po pytaniach sędziów do uczestników rozprawy, dla oceny regulacji ważna może być także jej jakość legislacyjna: niejasne definicje – w tym ta kluczowa, dotycząca Osobowych Źródeł Informacji, zawikłane (w politycznych celach) przepisy intertemporalne – czyli dotyczące kolejności wprowadzania nowych przepisów, brak tekstu jednolitego itd. Nawet współtwórca ustawy poseł PiS Arkadiusz Mularczyk przyznał, że chaos taki podważa zaufanie obywateli do prawa. Formalnie jednak, wobec odroczenia werdyktu, nowe procedury lustracyjne zaczną obowiązywać od 15 marca. Teoretycznie więc od tego momentu przełożeni osób podlegających lustracji powinni w ciągu miesiąca wezwać podwładnych do złożenia oświadczeń o ewentualnych kontaktach z bezpieką.