Do tej pory w sezonie każdy właściciel pensjonatu czy choćby tylko pokoi gościnnych truł dokuczliwe owady na własną rękę. Przy okazji zdarzało się, że opary wdychali turyści i narzekali potem na bóle głowy lub żołądka. Przeciwnikom preparatów chemicznych pozostawało tłuczenie krwiopijców czym się dało. – Nie dość, że nieestetyczne, to jeszcze ściany trzeba było potem malować – przedstawia mankamenty metody Stanisław Bobrowicz, sekretarz miasta. Ale do Krynicy dotarł postęp. Tym razem owadzich intruzów niszczy się tu bezkrwawo bronią biologiczną.
Są kraje, w których problem komarów traktuje się nader serio. Największym doświadczeniem mogą się pochwalić Niemcy, gdzie działa KABS (Kommunale Aktionsgemeinschaft zur Bekampfung der Schnakenplage). Organizacja ta profesjonalnie zwalcza komary w dolinie Renu już od 20 lat, w tym 15 lat przy użyciu ich naturalnych wrogów. W ubiegłym roku z doświadczeniami niemieckimi w ramach grantu finansowanego przez Unię Europejską zapoznały się polskie badaczki – dr Aleksandra Gliniewicz z Państwowego Zakładu Higieny, Beata Kubica-Biernat z Instytutu Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni oraz Elżbieta Wegner z Instytutu Zoologii PAN.
W Nadrenii komary były prawdziwą plagą utrudniającą codzienne życie. Dodatkowo ich liczbę pomnażały wylewy Renu, z reguły dwa razy do roku. Obecnie tamtejsi mieszkańcy płacą specjalny podatek w wysokości 1 marki na głowę rocznie. Wystarcza to nie tylko na systematyczne niszczenie tych owadów, ale także na finansowanie badań nad nimi. KABS ma swoje odpowiedniki w innych krajach Europy – we Francji, która dba o to, by nie było komarów na Lazurowym Wybrzeżu, a także w Grecji i w Hiszpanii.