Archiwum Polityki

Duchowe oko Gus Dura

Impuls mógł przyjść z Filipin. Nie z powodu muzułmańskich secesjonistów porywających zakładników, ale za przykładem styczniowych masowych protestów przeciwko skorumpowanemu prezydentowi Estradzie. Indonezja też nie chce korupcji na szczytach władzy. Ale Abdurrahman Wahid, zwany przez swych zwolenników Gus Dur, zaprzecza oskarżeniom i ostrzega, że bez niego państwo się rozpadnie, a kraj pogrąży w chaosie. Miodowy miesiąc indonezyjskiej demokracji dobiegł końca.

Po 19 miesiącach od objęcia urzędu prezydent Wahid ma przeciwko sobie prawie cały parlament, liderów i aktywistów głównych sił politycznych. A że to południowa Azja, region zamieszkany przez setki milionów na ogół bardzo biednych ludzi, należących do różnych ras, kultur i religii, polityczne emocje wypychają tłumy na ulice. W ruch idą kije, kamienie, maczety, płoną kościoły, meczety, budynki publiczne i domy prywatne. Co mają do stracenia? Demokrację? Zbyt świeża to zdobycz, by Indonezyjczycy lękali się o nią bardziej niż o swój los, który wiążą symbolicznie z tym czy innym przywódcą. I dlatego najbardziej zaskakuje w politycznym dramacie Indonezji to, że coraz bardziej zażarta walka o władzę nie zmiotła jak dotąd zrębów młodziutkiego systemu demokratycznego.

Wahid był prezydentem kompromisu. W wyborach jego partia wypadła kiepsko, ale zwycięska partia pani Megawati Sukarnoputri nie zdołała wprowadzić swej liderki na urząd, bo nie miała dostatecznej przewagi w zgromadzeniu narodowym i nie zdołała dogadać się z innymi. Partia Wahida zdobyła 50 foteli w 500-osobowym parlamencie. Można rzec – karzeł w porównaniu z populistką Megawati, politykiem-legendą, córką ojca założyciela niepodległej Indonezji powstałej na gruzach holenderskiej kolonii.

Ale ten 60-letni „karzeł”, słabego zdrowia i ślepnący, kierował przez długie lata 40-milionowym zrzeszeniem muzułmańskim Nahdlatul Ulama i to w czasach szczególnie ciężkich – pod autorytarnymi rządami prezydenta Suharto, który odszedł w niesławie w 1998 r., gdy Indonezja znalazła się na skraju bankructwa. Gus Dur nie bał się krytykować Suharto, miał opinię świętego męża islamu, wybitnego intelektualisty i autorytetu moralnego. Jego zwolennicy wierzą głęboko, że Gus Dur ma trzecie oko – duchowe, moc jasnowidzenia i dar nadzwyczajnej mądrości, czyniący zeń wychowawcę narodu, przewyższającego o niebo zwykłych liderów politycznych.

Polityka 24.2001 (2302) z dnia 16.06.2001; Świat; s. 38
Reklama