Sprawę Piotra Sikory prowadzi prokuratura w Olsztynie (z powodów proceduralnych wyłączono prokuratorów z Warszawy). Wprowadzono embargo na informacje. Obowiązuje formuła tajne przez poufne do tego stopnia, że nawet nazwisko adwokata reprezentującego interesy Sikory jest niejawne. Nie podaje się żadnych ustaleń dochodzenia, listy świadków. Nie wiadomo, kiedy zostanie sformułowany akt oskarżenia i sprawa trafi do sądu. Wiadomo jedno – co trzy miesiące sąd przedłuża Sikorze areszt, a wszystkie wnioski obrony o zmianę tego środka zapobiegawczego są natychmiast odrzucane.
Przy tak skonstruowanej procedurze dziennikarze, a co za tym idzie także opinia publiczna, praktycznie pozbawieni są oficjalnych wiadomości o postępach śledztwa. Ustalają więc fakty nieoficjalnie. Również źródła naszych informacji muszą pozostać anonimowe.
Aresztując Sikorę prokuratura i sąd dały wiarę opowieściom gangstera, nie uwierzyły zaś w relację funkcjonariusza. Jego służbowe kontakty z mafijnym agentem potraktowano jako złamanie zasad. Zarzucono mu ujawnienie Jarosławowi Sokołowskiemu informacji o planowanych działaniach policyjnych. – To brzmi groźnie, ale prokurator nie może udawać, że nie rozumie, na czym polega współpraca policjanta z agentem. Czasem trzeba wymieniać się fantami w postaci informacji – tłumaczy funkcjonariusz z grupy do walki z przestępczością zorganizowaną.
Wśród policjantów znających Piotra Sikorę panuje przekonanie, że padł ofiarą Masy. – Sokołowskiemu po śmierci Pershinga zawalił się cały świat – mówi jeden z oficerów policji. – Dlatego tak łatwo dał się skłonić do przyjęcia naszej oferty: gwarancja bezpieczeństwa i bezkarność w zamian za zeznania obciążające innych. Szkopuł polega teraz na tym, jak odsiać prawdę od fałszu.