Listy w okręgach toruńskim i płockim ustalą ostatecznie ojcowie-założyciele Platformy Obywatelskiej: Olechowski, Płażyński i Tusk. Takie reguły gry przyjęto wcześniej i biorący udział w prawyborach zaakceptowali je. Koncepcja prawyborów w samej Platformie budziła sporo kontrowersji. Dla działaczy wygodniej jest, gdy listy ustalą liderzy z pomocą pełnomocników regionalnych. Wówczas właśnie działacze mają miejsca zagwarantowane, a ich pozycja wynika z międzypartyjnych przetargów. Jest to szczególnie ważne w sytuacji, gdy zlikwidowano listę krajową i nie ma już żadnych bezpieczników dla aparatu. Trzeba być pierwszym lub drugim na liście, by móc liczyć na mandat. Tylko nieliczni mają taką siłę, by w wyborach przebić się do czoła z dalszych miejsc. Dotychczasowe doświadczenia pokazują, że ponad 90 proc. wyborców oddaje głos na ten porządek, jaki ustaliły partie.
Te kontrowersje w PO wpłynęły na sposób przeprowadzenia prawyborów. W okręgach gdańskim i gdyńskim zdecydowano się na głosowanie w poszczególnych miejscowościach regionu. Tak więc to kandydaci jeździli autobusem do wyborców, a nie elektorzy zjeżdżali autobusami do stolicy okręgu, co zawsze budzi podejrzenia, że oto ktoś zorganizował sobie własne zaplecze. Toruńskie doświadczenia pokazały, że wyjazdy w teren wymagają wprawdzie większego wysiłku organizacyjnego, ale zarazem są bezpieczniejsze i zapewne bardziej atrakcyjne dla ludzi, bo robi się z tego lokalne wydarzenie, pobudzające zainteresowanie polityką.
PO
Prawybory w Platformie Obywatelskiej kończą się 24 czerwca i dopiero wówczas będzie można ocenić całość tego doświadczenia, ale już obecnie można pokusić się o pierwsze wnioski. Po pierwsze: ten sposób wyłaniania kandydatów cieszy się dużym zainteresowaniem. W pierwszych 14 zgromadzeniach wzięło udział 25 tys.