Archiwum Polityki

Od Atlantyku do Bałtyku

Ubiegłotygodniowa debata parlamentarna na temat polityki zagranicznej jeszcze raz pokazała, że fronty przebiegają poza podziałami partyjnymi. Między rządem AWS a opozycją SLD istnieje konsens co do strategii, natomiast kontrowersja co do taktyki. Zarzut Leszka Millera, że rząd Jerzego Buzka w sprawach UE stracił dwa pierwsze lata, jest na wyrost, ale zasadny i celny. Natomiast oczywiście nie jest prawdą, że Polska dziś jest dalej od UE niż była w 1997 r., w czasach rządów SLD.

Przekonujące są też argumenty głównego negocjatora Jana Kułakowskiego, że niezależnie od naszych niedociągnięć UE sama bawi się z kandydatami w ciuciubabkę, przeciąga terminy i sama nie spieszy się z wewnętrznymi reformami. I prawdą jest, że nie można dać się wepchnąć w swoisty wyścig szczurów z Węgrami i Czechami, o to, kto szybciej zamknie kolejne rozdziały.

Znamienne, że w czasie tej całej debaty jedynie minister Władysław Bartoszewski zauważył, że toczy się ona dokładnie dziesięć lat po zawarciu polsko-niemieckiego traktatu z 1991 r. o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy, i że wymaga nowej definicji skierowanej w przyszłość, ponieważ Niemcy i Polacy zamykają sprawy związane z przeszłością. Wzdłuż tego sąsiedztwa rozegra się nasza przyszłość w Europie.

Na razie wygląda na to, że hierarchia polskich priorytetów jest bardziej atlantycka niż europejska. Minister Bartoszewski na pierwszym miejscu wymienił USA – nie tylko ze względu na wizytę prezydenta Busha, potem Niemcy, dalej Francję – dość ogólnikowo stwierdzając, że głównym celem jest utrzymanie wysokiego poziomu dialogu. Miejmy nadzieję, że „wysoki poziom” nie oznacza braku konkretów.

Polityka 24.2001 (2302) z dnia 16.06.2001; Komentarze; s. 13
Reklama