Do zmiany wizerunku w europejskich mediach doszło za sprawą Hedvigi M., dwudziestotrzyletniej studentki germanistyki i hungarystyki na uniwersytecie w Nitrze. 25 sierpnia wbiegła przerażona do pokoju profesorskiego płacząc i krzycząc, że w drodze na uczelnię została napadnięta. Był piątek. W poniedziałek słowacki brukowiec opublikował wywiad z poszkodowaną. Twierdziła, że w drodze na uczelnię zatrzymała ją para węgierskich turystów. Spytali po angielsku o drogę.
Hedviga odpowiedziała, że nie rozumie, ale za to świetnie zna węgierski – w pięciomilionowej Słowacji mieszka około pół miliona Węgrów i dziewczyna pochodzi właśnie z tej mniejszości. Kiedy turyści odjechali, usłyszała krzyki „Na Słowacji po słowacku!”. Dwóch ogolonych na łyso chłopaków miało wyszarpać ją za włosy, pobić, kazali jej zdjąć kolczyki, ukradli komórkę, zdjęli też koszulę i napisali na niej „Węgrzy za Dunaj” (czyli przez graniczną rzekę między Słowacją i Węgrami).
Z grubsza taka właśnie relacja obiegła europejskie media, z pewnymi modyfikacjami, bo niektóre liberalne gazety słowackie twierdziły, że łyse osiłki nie czekały, aż Hedviga zdejmie kolczyki, tylko wyrwały jej ozdoby z uszu. Oburzenie opinii publicznej po obu stronach Dunaju i w całej Europie wzbierało tym silniej, że właściwie wszyscy od tygodni obserwowali, jak na Słowacji pęcznieje balon nacjonalizmu. Po czerwcowych wyborach w kraju tym rządy przejęła bowiem koalicja znacznie bardziej egzotyczna niż w Polsce: w Bratysławie plebejscy populiści oraz prymitywni nacjonaliści wsparli w rządach partię uważającą się za lewicową (zresztą członka Partii Europejskich Socjalistów w Parlamencie UE). W ten sposób na salony władzy wrócił Jan Slota – burmistrz Żyliny, który współrządził krajem już w latach 90.