Z roku na rok szacunki Międzynarodowej Federacji Diabetologicznej są coraz bardziej niepokojące: od połowy lat osiemdziesiątych liczba zachorowań na cukrzycę wzrosła trzykrotnie i w ciągu najbliższego ćwierćwiecza prawdopodobnie się podwoi. Obecnie liczba chorych sięga na świecie 150 mln osób, w 2025 r. ma ich już być trzysta milionów. W żadnym kraju nikt nie jest przygotowany do udźwignięcia kosztów leczenia tak potężnej rzeszy chorych (leczenie cukrzycy – a właściwie jej powikłań: chorób oczu, nerek, serca – już obecnie pochłania rocznie w Unii Europejskiej i Polsce 5 proc. wszystkich wydatków na opiekę zdrowotną). Skoro co dwudziesty Polak dotknięty jest tym schorzeniem, a wkrótce z cukrzycą może żyć co dziesiąty – czy są jakieś szanse, by epidemii stawić opór?
– Na rasę, geny i swój wiek wpływu nie mamy – słyszę od prof. Georga Albertiego, prezesa Międzynarodowej Federacji Diabetologicznej. – Ale ciężar ciała, sposób żywienia i styl życia można modyfikować. Mniej jeść, więcej chodzić – to podstawowa recepta w profilaktyce cukrzycy.
Tak prosta, że aż trudno w nią uwierzyć. Prof. Alberti zastrzega: – Moja rada nie dotyczy wszystkich postaci schorzenia. W cukrzycy insulinozależnej ujawniającej się w dzieciństwie rodzinnie uwarunkowany brak insuliny przeważa nad czynnikami środowiskowymi. Ale to znikomy procent chorych.
90 proc. pacjentów cierpi na cukrzycę typu drugiego, która pojawia się zazwyczaj około czterdziestki. George Alberti nie ma złudzeń: – Epidemia tej choroby towarzyszy epidemii otyłości. To dwaj jeźdźcy apokalipsy, którzy pędzą na wspólnym koniu. Każda osoba otyła, jedząca tłusto i unikająca aktywności fizycznej jest potencjalnie zagrożona cukrzycą.