Archiwum Polityki

Bażant na tacy

Najulubieńszy reżyser młodego pokolenia dał premierę – i znów w rubrykach recenzenckich krzyk, ekstaza, orgazm. Ścigają się przymiotniki: „wstrząsające”, „zachwycające”, „genialne”, szpalty pękają od zachwytów. Za chwilę spektakl warszawskich Rozmaitości objedzie festiwale rodzime, a może i zagraniczne; media audiowizualne takoż dołożą swą promocyjną moc. I będziemy mieli powód do świętowania narodowego sukcesu, co zważywszy, że chwilowo jest lato i Adam Małysz nie skacze, przyda się gwoli podreperowania nastrojów.

Nasze czasy mają coraz mniej zrozumienia dla artystycznych sublimacji i nie lubią rozdzielania włosa na czworo. Chcą idoli. Do tej roli Grzegorz Jarzyna predestynowany jest jak mało kto; łączy niewątpliwy talent i odwagę z ogromną, jak się zwykło mówić, medialnością. Jego przedsięwzięcia dają się lansować: są projektowane z rozmachem, niebanalnie oprawiane, lśniące. Ba, nawet każdorazowe kłopoty z dotrzymaniem terminu premiery, tudzież zabawy reżysera z pseudonimami (tym razem nazwał się H7) dopełniają atmosfery medialnej sensacji. W zgiełku tym trudno wszakże o niezacietrzewioną analizę twórczego rezultatu. Status idola wyklucza niuanse i oceny pośrednie; albo jesteś w klubie – albo lepią ci gębę wroga.

Medialnie Grzegorz Jarzyna odniósł kolejny, niewątpliwy sukces. A artystycznie?

Już wybór tekstu – „Uroczystość”, teatralna adaptacja scenariusza „Festen” Thomasa Vinterberga i Mogensa Rukova – obiecywał wiele. Jarzyna potknął się był ostatnimi czasy na klasyce; dużo korzystniej dały się zapamiętać „Niezidentyfikowane szczątki ludzkie...” Brada Frazera sprzed trzech lat. Aby opowiedzieć o młodych ludziach z suteren wielkiego miasta, o ich buncie i beznadziei, niejaki Brokenhorst uruchomił wtedy skomplikowany świat znaków i kodów współczesnych subkultur; tworząc dynamiczne, sugestywne widowisko. Demaskatorski scenariusz Vinterberga i Rukova zdawał się zatem dobrze pasować do zadziornego temperamentu reżysera. „Uroczystość” to celebrowane niczym rodzinna msza sześćdziesiąte urodziny głowy rodu. Zakłóca je jeden z synów: przejęty niedawną śmiercią siostry, rzuca ojcu oskarżenie o niegdysiejsze gwałty na sobie i rodzeństwie, gwałty, jak się zdaje, milcząco wiadome także innym domownikom. Nastrój pryska; na światło dzienne (ściślej: nocne) wywlekane są kolejne brudy.

Polityka 25.2001 (2303) z dnia 23.06.2001; Kultura; s. 52
Reklama