Sprawa taśm Aleksandra Gudzowatego pokazuje, że nawet biznesmen z pierwszej setki najbogatszych Polaków nie może spokojnie rozmawiać we własnym domu, bo zaraz zostanie bez swojej wiedzy i zgody podsłuchany oraz nagrany przez ludzi, których sam zatrudnia. Gudzowaty przyjmuje zresztą ten fakt spokojnie, prawdopodobnie dlatego, że jest człowiekiem kulturalnym i wyrozumiałym. Tłumaczy, że jego ludzie tylko robią swoje, a on nie może im przeszkadzać. W końcu płaci im za to, żeby go ochraniali, i to nie tylko przed Michnikiem, ale i przed nim samym. Od pewnego czasu Aleksander Gudzowaty jest zagadką dla innych, a niewykluczone, że i dla samego siebie, dlatego dokonane bez jego wiedzy i zgody nagrania pozwalają mu spokojnie przeanalizować, o co mu w danej chwili chodzi, oraz jaką grę i z kim prowadzi.
Podobne problemy dotyczą niestety także innych czołowych biznesmenów. – Nagrywam szefa od dwóch lat, ale wciąż nie mogę zrozumieć, na czym polegają interesy, które robi – narzeka pan Lucjan, który wyciera kurze i wyprowadza psa jednego z paliwowych potentatów. – Bez przerwy w negocjacjach używa słów na k i na p, które bardzo trudno połączyć w jakąś sensowną całość.
W nie lepszej sytuacji znajduje się Halina Z., gosposia rekina giełdowego o ksywce Biceps, która przyznaje, że w wolnych chwilach nagrywa wszystko, co dzieje się w rezydencji, gdyż chce być zorientowana na bieżąco w meandrach życia biznesowo-politycznego. – To przykre, kiedy wszystkiego dowiaduję się z TVN 24. Gram na giełdzie i te sprawy nie są mi obojętne – tłumaczy dodając, że dla uzyskania pełniejszego obrazu wymienia się taśmami z kolegami sprzątającymi u innych czołowych biznesmenów, a także w kluczowych ministerstwach oraz Kancelarii Premiera.