Paweł
Tomek, Pawła brat, jest zdolniejszy. Świadczą o tym trzy fakultety i własny gabinet w warszawskiej centrali globalnej sieci supermarketów z nieskromnym sloganem „siła napędowa światowego handlu”. A Paweł, po technikum, pracował w koreańskiej fabryce części samochodowych w Polsce zachodniej. Tomek ma żonę i dzieci, Paweł mieszkał z rodzicami. Tomek ma kolegów ze studiów i z biura. Paweł i jego koledzy stracili robotę, bo Koreańczyk zbankrutował. Paweł miał być chrzestnym kolejnego dziecka Tomka, ale zaginął.
W 2002 r. Paweł z kolegami, których Tomek nie zna, pojechał pracować do Włoch. Tomek nie rozumie dlaczego, bo przecież akurat w Polsce zachodniej poszukiwał specjalistów niemiecki koncern samochodowy oraz renomowany, globalny producent części zamiennych. Ludzie wylani przez Koreańczyka znajdowali nową pracę. A Paweł dzwonił do domu, że ma we Włoszech piękną pogodę i krajobraz, na potwierdzenie przysyłał pocztówki. Ale któregoś dnia wyłączył się. Dzwoniąc na jego komórkę rodzice zobaczyli, jak przerażająca może być cisza i wypowiadane ciepłym, automatycznym głosem słowa „niedostępny”, „nieosiągalny”, „później”.
Może zagranica tak wpływa na ludzi, może Paweł zgubił komórkę, a może nie zarobił pieniędzy i teraz się wstydzi? Święta zimowe, święta wiosenne, imieniny – na Pawła czeka miejsce przy stole. Prawie wszystkie rodzinne rozmowy toczą się na Pawła temat. Tymczasem koledzy gastarbeiterzy wracają z Włoch do Polski zachodniej, przywożą euro, kupują lepsze używane auta. Mówią, że Pawłowi się spodobało, bo z kolei pojechał pracować do Holandii. To znaczy „chyba” – mówią. Podają z zatłuszczonych notesów numery telefonów do ludzi, którzy być może znają ludzi, którzy mogli spotkać Pawła.