Archiwum Polityki

Stinga podróż do źródeł

Kto by pomyślał, że dawny lider The Police nagra płytę w szacownej niemieckiej wytwórni specjalizującej się w muzyce poważnej? No cóż, to płyta z muzyką dawną i właściwie nie jest to fakt zaskakujący – Sting wielokrotnie deklarował zamiłowanie do klasyki, także tej współczesnej (z admiracją wyraża się na przykład o Lutosławskim). Dowland natomiast, wielki bard epoki elżbietańskiej, zafascynował go jako ktoś, kto dziś zapewne okupowałby czołówki list przebojów. Jego pieśni o pięknych i słodkich, ale stosunkowo prostych przecież melodiach, przywykliśmy słuchać w wykonaniu równie słodkich głosów. Tymczasem za jego czasów mogły być one wykonywane właśnie tak, jak robi to Sting – głosem prostym, nieszkolonym, nawet szorstkim. Stingowi, który nie tylko śpiewa tu, ale i gra na lutni, towarzyszy drugi lutnista – Edin Karamazov z Sarajewa. W przerwach między pieśniami odczytywane są listy Dowlanda (przez Stinga oczywiście), a całość ma swoisty wdzięk. Może przybliży muzykę renesansu miłośnikom Stinga, którzy jej wcześniej nie znali?

Songs from the Labyrinth, Music by John Dowland.

Sting, Edin Karamazov, Deutsche Grammophon 2006

Dorota Szwarcman

Polityka 44.2006 (2578) z dnia 04.11.2006; Kultura; s. 59
Reklama