Obiad z Rokitą; rzecz jasna nie z Janem Rokitą, posłem Platformy, lecz z Rokitą pospolitym, czyli mazowieckim diabłem, każdy zjeść może w Oberży na Miodowej. Restauracja pod taką nazwą ulokowała się w miejscu jednej z najsłynniejszych knajpek Warszawy z czasów głębokiego PRL. W domu należącym do rzemieślników mieściła się Honoratka. Tu waliły tłumy, by rozkoszować się smakiem polskich potraw, takich jak zimne nóżki czy prawdziwy bigos, zakrapianych ostro zmrożoną czystą. Honoratka przetrwała zmiany ustrojowe, lecz niedługo później zniknęła z kulinarnej mapy stolicy.
Teraz piwnicami przy Miodowej (a i świetnym ogródkiem na wewnętrznym podwórku z widokiem na Podwale) zawładnęła Oberża. Sale restauracyjne odnowiono, umeblowano wygodnymi krzesłami i (niezbyt stabilnymi – trzeba podkładać pod nogi serwetki) stołami. Każda z sal ma innego patrona. My wybraliśmy właśnie wyżej wymienionego czarta. I zapewne za sprawką Rokity przeżyliśmy pierwsze rozczarowania. Po przyjęciu zamówienia miła kelnerka wróciła z hiobową wieścią: nie ma wymienionego w karcie jagnięcia. Zamieniliśmy więc jagnięcy comber na pieczonego sandacza. I tym razem błąd: najbardziej polską z polskich ryb też diabli wzięli. Zastanawialiśmy się, czy nie opuścić lokalu, ale głód i miły uśmiech zdenerwowanej kelnerki przeważyły. Zostaliśmy.
I nie żałujemy. Naleśniki faszerowane ogonami rakowymi w delikatnym sosie śmietanowo-pomidorowym były rarytasem (18 zł). Podobnie kurki duszone w śmietanie (16 zł).
Po zjedzeniu sałaty, a był to koktail z sałat zielonych (lodowa, rucola, radiccio) bogato inkrustowany mięsem kurczaka, pomidorami, papryką i w doskonałym sosie (16 zł), zrezygnowaliśmy z zup, by przejść do dań głównych. A były to: sarnina i pstrąg. Dziczyzna doskonale zamarynowana, dzięki czemu nabrała kruchości i delikatności i, trzeba przyznać, była dobrze uduszona.