Politycy PO i SLD wytykają Kazimierzowi Marcinkiewiczowi, nowemu komisarycznemu prezydentowi Warszawy, gorzowskie pochodzenie i wiążący się z tym brak przygotowania do rządzenia stolicą. Pewnie nie wiedzą, że spośród szesnastu prezydentów największych polskich miast jedynie pięciu (z Poznania, Gdańska, Kielc, Rzeszowa i Zielonej Góry) urodziło się w mieście, w którym teraz sprawuje rządy. Miejsce urodzenia kandydata na prezydenta nie miało dotąd większego wpływu na decyzje wyborców.
Prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki urodził się w Częstochowie, ukończył warszawską SGPiS i dopiero potem karierę robił w Łodzi. Z ośmiu prezydentów i komisarzy Warszawy z lat III RP jedynie trzech się w niej urodziło. Do najbardziej zasłużonych z 47 dotychczasowych prezydentów Warszawy należy mianowany (a nie wybrany) na to stanowisko przez zaborcę carski generał-major Sokrates Starynkiewicz, urodzony w Taganrogu nad Morzem Azowskim. Miastem zarządzał w latach 1875–92. Stolica zawdzięcza mu rozwój konnych tramwajów, pierwsze telefony, cmentarz na Bródnie, brukowane ulice, wodociągi, kanalizację i nowe skwery. Po odwołaniu ze stanowiska pozostał w Warszawie. Tu go pochowano, a jego zasługi upamiętnia plac Starynkiewicza i stojące nieopodal popiersie prezydenta.
Kazimierz Marcinkiewicz nie miał dotąd warszawskiego meldunku, ale w rządowych i sejmowych gmachach, z małymi przerwami, pracuje od 1992 r. Dopiero teraz całokolumnowymi płatnymi ogłoszeniami w „Gazecie Lubuskiej” żegna się z mieszkańcami Gorzowa. „Mam nadzieję, że nie przyniosłem Państwu wstydu. (...). Proszę też o trzymanie kciuków za powodzenie mojej nowej warszawskiej misji. Napawa mnie dumą możliwość zostania prezydentem Warszawy. (...) Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by nie zawieść pokładanych we mnie nadziei.