Według danych Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości w połowie lat dziewięćdziesiątych ponad jedną trzecią oskarżonych i skazanych w sprawach szeroko rozumianych przestępstw bankowych stanowili sami pracownicy banków. Obecnie, w ocenie Komendy Głównej Policji, to niespełna 20 proc. sprawców: – Tylko ta statystyka nie pokazuje całej prawdy – mówi inspektor Zenon Pauk z wydziału ds. przestępstw gospodarczych. – Niepokoi nas fakt ukrywania przez wiele banków przestępstw dokonywanych przez własnych pracowników, bo to rzekomo zaszkodziłoby dobremu imieniu firmy.
Nietykalny chorał
Według nieoficjalnych szacunków policji 80 proc. przestępstw w instytucjach finansowych popełniają ich pracownicy, z tego trzy czwarte menedżerowie. Najczęściej chodzi o fałszowanie dokumentów i niedopełnianie obowiązków służbowych przy udzielaniu kredytów. Kilka lat temu w oddziale Banku Śląskiego w Oleśnie 800 tys. zł kredytu wziął Zbigniew S. – zastawem był chorał gregoriański z X wieku. Wokół modlitewnika S. stworzył taki nimb bezcenności, że pracownicy banku bali się nawet dotknąć tej księgi. Oczywiście nie było mowy o fachowej ekspertyzie, pewnie również dlatego, że klient był znajomym dyrektorki banku. Potem okazało się, że to tylko XIX-wieczny modlitewnik prawosławny. Zbigniew S. bronił się tym, że ktoś w banku cenny starodruk podmienił na niewiele wart modlitewnik, ale sąd dał wiarę prawdziwym ekspertyzom, które stwierdziły, że takie chorały pojawiły się dopiero w XII wieku. W tej sprawie S. oskarżono i skazano za wyłudzenie kredytu pod zastaw bezwartościowego modlitewnika, a dyrektora banku i główną księgową o niedopełnienie obowiązków i zbyt małą staranność przy udzielaniu kredytu.
Na początku bank mógł założyć każdy, kto miał tzw.