Archiwum Polityki

Skalane gniazdo

Śląska prokuratura oskarżyła Arkadiusza N., byłego dyrektora katowickiego oddziału Banku Przemysłowego w Łodzi i wykładowcę w Międzynarodowej Szkole Finansów i Bankowości, o wyłudzenie 3 mln zł ze swojego banku. Z kolei w Częstochowie w areszcie siedzi czterech byłych szefów oddziału Beskidzkiego Domu Maklerskiego, którzy swoim klientom założyli dwa rachunki: z jednego, tego prawdziwego, brali pieniądze do gry na giełdzie, a drugim, wirtualnym, mydlono oczy co do stanu konta. Na filmach gangsterzy wysadzają sejfy, żeby dobrać się do pieniędzy, a i w życiu – jak ostatnio w Kredyt Banku w Warszawie – zdarzają się prawdziwe dramaty. Znacznie łatwiej zrobić jednak skok od wewnątrz, w białych rękawiczkach i za pomocą komputera.

Według danych Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości w połowie lat dziewięćdziesiątych ponad jedną trzecią oskarżonych i skazanych w sprawach szeroko rozumianych przestępstw bankowych stanowili sami pracownicy banków. Obecnie, w ocenie Komendy Głównej Policji, to niespełna 20 proc. sprawców: – Tylko ta statystyka nie pokazuje całej prawdy – mówi inspektor Zenon Pauk z wydziału ds. przestępstw gospodarczych. – Niepokoi nas fakt ukrywania przez wiele banków przestępstw dokonywanych przez własnych pracowników, bo to rzekomo zaszkodziłoby dobremu imieniu firmy.

Nietykalny chorał

Według nieoficjalnych szacunków policji 80 proc. przestępstw w instytucjach finansowych popełniają ich pracownicy, z tego trzy czwarte menedżerowie. Najczęściej chodzi o fałszowanie dokumentów i niedopełnianie obowiązków służbowych przy udzielaniu kredytów. Kilka lat temu w oddziale Banku Śląskiego w Oleśnie 800 tys. zł kredytu wziął Zbigniew S. – zastawem był chorał gregoriański z X wieku. Wokół modlitewnika S. stworzył taki nimb bezcenności, że pracownicy banku bali się nawet dotknąć tej księgi. Oczywiście nie było mowy o fachowej ekspertyzie, pewnie również dlatego, że klient był znajomym dyrektorki banku. Potem okazało się, że to tylko XIX-wieczny modlitewnik prawosławny. Zbigniew S. bronił się tym, że ktoś w banku cenny starodruk podmienił na niewiele wart modlitewnik, ale sąd dał wiarę prawdziwym ekspertyzom, które stwierdziły, że takie chorały pojawiły się dopiero w XII wieku. W tej sprawie S. oskarżono i skazano za wyłudzenie kredytu pod zastaw bezwartościowego modlitewnika, a dyrektora banku i główną księgową o niedopełnienie obowiązków i zbyt małą staranność przy udzielaniu kredytu.

Na początku bank mógł założyć każdy, kto miał tzw.

Polityka 11.2001 (2289) z dnia 17.03.2001; Gospodarka; s. 70
Reklama