Bandyci zastrzelili pięć osób, dwie bardzo ciężko ranili (cudem przeżyły po strzałach w głowę). Ofiary nie miały szans, bo zabójcy najpierw strzelali, a potem rabowali. Z kantorów w południowej i środkowej Polsce ukradli ok. 230 tys. zł. Gdyby nie wpadli, zabijaliby dalej. A tacy zwyczajni...
Tadeusz G., 48 lat, uważany za organizatora napadów, plantator truskawek, żonaty, dwoje dzieci, wielokrotnie przewijał się w materiałach operacyjnych dotyczących napadów na hurtownie. Nigdy niekarany.
Wojciech W., lat 30, bezrobotny mechanik, w przeszłości karany za paserstwo, podejrzany i oskarżony o napad na kierowcę tira.
Jacek P., 38 lat, z wykształcenia ślusarz, żonaty, dwoje dzieci, niekarany, pasjonat broni.
Tadeusz G. znał Jacka od lat, mieszkali nieopodal siebie w podkieleckich wsiach. Jacek pasjonował się militariami, zbierał elementy broni, rekonstruował je. Na co dzień pracował w fabryce w Skarżysku-Kamiennej. Przykładny mąż i ojciec, spokojny, żadnych konfliktów z prawem. Tadeusz, plantator truskawek, w okolicy uchodził za człowieka z układami w półświatku. Jacek znalazł się w kłopotach przez swoje hobby. Dziś tajemnicą śledztwa jest to, komu i czym się naraził. Ale w 2005 r. ktoś podpalił mu dom, potem motocykl. Sprawcy pozostali nieznani. Jacek zaczął się bać o siebie i rodzinę. I poszedł do Tadeusza. – Pomogę ci, ale i ja potrzebuję twojej pomocy. Wezmę cię na robotę – odrzekł Tadeusz.
Seria pierwsza
Jacek dowiedział się tylko tyle, że robota to skok na właściciela kantoru. Nie było mowy o strzelaniu i zabójstwie. Tadeusz miał już wytypowane miejsca: w Kraśniku i Sosnowcu. Znał zwyczaje dwóch właścicieli kantorów – o której jechali do pracy, o której zamykali kantor, w jaki sposób i którędy wracali do domu, czy mieli ochronę i monitoring, w jaki sposób przewozili pieniądze.