Z przykrością przyjąłem stwierdzenie red. Krzysztofa Burnetki [„Z półki pułkownika”, POLITYKA 41], jakoby Polska Agencja Prasowa miała być pośrednikiem w ujawnieniu przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego akt z „szafy Lesiaka”. (...) Oświadczam, że to, co zrobiłem, nie wiązało się z poleceniami od nikogo ani tym bardziej żadnymi nadzwyczajnymi kontaktami, a już zwłaszcza z organem wymienionym przez red. Burnetko. To, co zrobiłem, mógł wykonać każdy dziennikarz obecny na procesie płk. Jana Lesiaka 4 października. Wystarczyło jedynie uważnie słuchać – tak jak ja – tego, co powiedział sędzia przewodniczący do licznie zgromadzonych dziennikarzy. Oświadczył mianowicie, że „materiały z szafy Lesiaka są formalnie jawne” (po formalnej decyzji ABW o ich odtajnieniu z 1 września), i że można występować o dostęp do nich na podstawie kodeksu postępowania karnego. Także każdy odbiorca PAP miał już 4 października tę wiedzę; słowa sędziego umieściłem bowiem w swej relacji. Jednocześnie, jeszcze tego samego dnia, wysłałem sądowi faks z formalną prośbą o dostęp do akt sprawy. Ot i cała tajemnica. (...)
Łukasz Starzewski
, PAP