Andżelika Borys, nieuznawana przez białoruskie władze szefowa Związku Polaków na Białorusi, była gościem Salonu POLITYKI w Sopocie. Pani prezes towarzyszyła grupa Polonii z Grodzieńszczyzny. Fragmenty wypowiedzi:
O Związku Polaków na Białorusi:
Nie jest to organizacja polityczna, tylko typowa organizacja mniejszości narodowej. Skupiają się w niej ludzie, którzy chcą zachować więź z krajem ojczystym, chcą mieć kontakt z polską kulturą, dbać o oświatę i język. Władza nie ma nad nami żadnej kontroli, więc to się nie za bardzo podoba. Rok temu doszło do ataku nie tylko na mnie, ale i na wielu działaczy. To, że władza w nas uderzyła, świadczy o tym, że jesteśmy silną grupą, bo na słabych nie zwraca się uwagi. Aczkolwiek nie powiodło się zniszczenie naszego związku, jego działalności, to jednak są problemy, są prowokacje. Ale z tym się borykają także inni obywatele Białorusi, którzy mają własne poglądy i chcą być niezależni.
O szansach konsolidacji podzielonych środowisk polonijnych na Białorusi:
Żeby się porozumieć, musiałabym usiąść ze służbami specjalnymi, z KGB i podpisać umowę o współpracy. Jestem osobą radykalną, nigdy się nie cofam. Uważam, że nawet władza reżimowa doceni godnego przeciwnika, a nie kolaboranta.
O polonijnej młodzieży, która studiuje w kraju:
W tym roku na wyższe uczelnie w Polsce dostało się ponad sto osób, więcej niż kiedykolwiek do tej pory. Po ukończeniu studiów ich losy wyglądają różnie – jedni wracają, inni zostają w Polsce. To jest potencjał, inwestycja na przyszłość, która wcześniej czy później zaowocuje.