Nie jest to jednak jeszcze jedna opowieść o oszustwach ludzi lewicy. Tu interesy biegną w poprzek politycznych sympatii. Sytuacja oskarżonych, w tym m.in. byłego ministra skarbu Wiesława Kaczmarka, wygląda marnie. Prywatna spółka LFO, w której głównym udziałowcem był zamieszkały w Anglii Zygmunt Nizioł, zaczęła budowę fabryki w Mielcu, ale jej nie skończyła. Niestety, nie jest to tylko problem biznesmena, ale także podatników. LFO dostało bowiem gwarancje Skarbu Państwa i komornik, wysłany przez banki, które pożyczki udzieliły, odebrał dla nich z budżetu 60 mln zł. Na niedokończonej inwestycji straciło więc państwo, a nie kredytodawcy.
Nizioł, ciągle pozostający poza krajem, oskarżony jest o wyłudzenie kredytu. Podobnie jak Włodzimierz Wapiński (posiadacz 8 proc. udziałów w LFO), dobry znajomy rodziny Kwaśniewskich oraz Marka Siwca. Wiesław Kaczmarek na ławę oskarżonych trafił zaś za to, że jako minister gospodarki wyraził opinię, że państwo powinno poręczyć 60 proc. kredytu dla LFO. Podobnie zresztą uważało kilku innych ministrów w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza, m.in. minister zdrowia oraz finansów.
Pieniędzy nie ma, fabryki nie ma. Sprawa wydaje się więc jasna,
a wina oczywista. Otóż niekoniecznie. O to, żeby w kraju powstała fabryka przerabiająca osocze, bardzo zabiegał nieżyjący już minister zdrowia Jacek Żochowski. Chodziło zarówno o większe bezpieczeństwo pacjentów, jak i oszczędności dla budżetu.
Otóż po pobraniu krwi (w Polsce głównie od honorowych krwiodawców), od razu oddziela się od niej płytki i czerwone krwinki, a pozostaje osocze. To jest ten cenny surowiec, z którego powstają ratujące życie preparaty dla chorych na hemofilię czy po przeszczepie szpiku kostnego. Właścicielem krwi, a więc i osocza, jest państwo. Tak naprawdę jednak w sprawach z nią związanych głos decydujący ma Instytut Hematologii i Transfuzjologii w Warszawie.