Do największego polskiego banku wkroczyła IV RP. Jedną z pierwszych decyzji Sławomira Skrzypka, od kilkunastu dni pełniącego obowiązki prezesa, była lustracja pracowników. Ponieważ ustawa lustracyjna nie była jeszcze uchwalona, a jej projekt nie poświęcał bankowcom należytej uwagi, zarządzeniu nadano formę prośby. Jej adresaci mieli złożyć w kadrach oświadczenia dotyczące „pracy, służby lub świadomej tajnej współpracy z organami bezpieczeństwa państwa prowadzonej od 22 lipca 1944 do 10 maja 1990 r.”. Prezes nie wymagał dostarczenia zaświadczenia z IPN, tak jak ma to miejsce w mediach publicznych. Akcja objęła kadrę menedżerską, około 900 spośród 33 tys. zatrudnionych w PKO BP.
– Kierownictwo banku uważa, że osoby podejmujące decyzje finansowe powinny kierować się wyłącznie kryteriami merytorycznymi i nie mogą być narażone na jakiekolwiek naciski – wyjaśnił nam rzecznik banku Marek Kłuciński. Choć lustracja miała charakter dobrowolny (nie podano, jakich konsekwencji mogą spodziewać się osoby, które nie złożą oświadczenia albo przyznają się do współpracy), to jednak niemal wszyscy bez szemrania prośbę spełnili.
– W banku od kilku miesięcy trwa kadrowe trzęsienie ziemi. Rośnie atmosfera lęku, nawet w prywatnych rozmowach wolimy nie poruszać drażliwych tematów, bo nikt nie jest pewny, jak się to może skończyć. Lustracja została odebrana jako zapowiedź kolejnych zwolnień – opowiada jeden z lustrowanych pracowników centrali banku. Na internetowym forum pracowników PKO BP nie brakło jednak głosów satysfakcji, zwłaszcza młodych ludzi, którzy w lustracji dostrzegli szansę awansu.
Sławomir Skrzypek konsekwentnie odzyskuje bank dla PiS.