Szał jesiennych wyborów parlamentarnych ogarnął wszystkich. Także trupę aktorską Olgi Lipińskiej. W jej telewizyjnym kabarecie jak często w życiu: każdy chce kandydować, choć nie wie, po co, z jakim programem i z jakiej listy. Ekspert (Wojciech Pokora) postanawia wysłać kogoś na festiwal Neurowizji. Godnego reprezentanta ma wybrać zespół, temu jednak festiwal myli się z wyborami do Sejmu i Senatu. Członkowie trupy wystawiają Profesora, mimo że ten jest „mało mendialny” i „niepewnego pochodzenia”, a sami nie mogą się zdecydować, czy zapisać się do „Placformy”, czy też poprzeć jakieś inne ugrupowanie. Najwięcej jednak mówi się o Kaczorach. Okazuje się, że wszyscy mają (albo przynajmniej chcą mieć) brata bliźniaka, w tradycyjnej scence z gumna Wścieklicy, pojawiającej się w każdym odcinku kabaretu, Delegat przekonuje chłopa, że musi być „prawo i sprawiedliwość”. Ekspertowi suponuje się, że „hoduje Kaczory”, ktoś z zespołu wygłasza deklarację, że „nikt nie chce lądować na kaczych łapach”.
Po emisji tego odcinka na telewizję publiczną i Olgę Lipińską pewnie znów spadną gromy i posądzenia o tendencyjność i manipulację. Wszak w jednym z kupletów śpiewa się tak: „Hej, jadą z forsą wozy/Hej, a na nich kaczory/Hej, jadą po raz drugi,/Hej znów się forsa zgubi”. Tymczasem o Leszku Millerze powiada się, że „jak mówią w Łodzi/Świetnie się chłopu powodzi”.
Kabaret Olgi Lipińskiej jest satyrą i groteską, dla której wyolbrzymienie i wszelka przesada jest chwytem ze wszech miar dopuszczalnym.
Z rozmaitych absurdów, także politycznych, najlepiej się bowiem pośmiać.