Słychać głosy, że aresztowanie to efekt pomówień i zaprzysiężonej zemsty osób z głośnych śledztw, które Sz. nadzorował. Dotyczą m.in. Krzysztofa P., śląskiego biznesmena, i sędziego Andrzeja H., byłego wiceprezesa Sądu Okręgowego w Katowicach: – Wsadzili go ci, których on wsadził albo zamierzał to zrobić! – mówi członek zarządu Centrozapu.
Śledztwo w sprawie Centrozapu zaczęło się na początku 2000 r. Sprawą zajął się UOP. Od początku w kręgu podejrzeń było sześć osób z kierownictwa firmy i szefów spółek zajmujących się handlem wierzytelnościami, m.in. Henryk M., były prezes spółki. W UOP śledztwo osobiście nadzorował Mariusz Sz. W kwietniu 2001 r., dokładnie w Wielki Piątek, aresztowano pięć osób (po dwóch tygodniach wszystkich wypuszczono za kaucją) – uciekł Janusz O., prezes zamieszanej w tę aferę Agencji Węgla i Stali, którego aresztowano dopiero na początku czerwca.
Prokuratura podejrzewa, że o mających nastąpić zatrzymaniach kapitan Sz. informował (przynajmniej) Henryka M. Wiceszef delegatury i podejrzany M. kilkakrotnie, zdaniem prokuratury, biesiadowali w katowickim klubie, uważanym przez UOP „za swój i czysty”.
Kiedy dwaj szeregowi funkcjonariusze UOP przyszli zatrzymać M., ten zaczął krzyczeć, że to jakaś pomyłka, bo on ma gwarancję Sz., a w ogóle jest prawie współpracownikiem UOP: – Funkcjonariusze poinformowali o tym swoich przełożonych, a ci, bez wiedzy kierownictwa delegatury, powiadomili prokuraturę – mówi jeden ze związanych z tą sprawą prokuratorów. – W tej sprawie przesłuchiwaliśmy czterech pracowników urzędu. Wiemy, że potem szefowie kazali zdawać im relacje z przesłuchań. Kiedy byliśmy już blisko przedstawienia zarzutów, to wystąpiliśmy o wyłączenie katowickiej prokuratury z tej sprawy.